Red Rock Canyon
03:28
czyli jeden z ciekawszych punktów na mapie w Nevadzie. Kto by pomyslał, że w Vegas można zobaczyć coś więcej, aniżeli kasyna!
Red Rock Canyon znajduje się zaledwie 20 minut na zachód od centrum Vegas. Tuż za niepozornymi domkami na przedmieściach kryje się dziki raj, pełnen kaktusów, dziwnych jaszczurek i pięknych, czerwonych skał zmieniajacych swe barwy wraz z ruchem słońca. Zdecydowanie warto zjechać z trasy choćby na chwilę!
Nevada, ah Nevada
Do momentu przekroczenia granicy stanów Kalifornia i Nevada myślałam, iż ten drugi to teren nijaki, pełen piasku i wysokich temperatur. W zasadzie nie spodziewałam się aż tak pięknych krajobrazów! Nevada kojarzy się z kasynami i nie ma się co temu dziwić, bowiem każdy przewodnik turystyczny poleca zwiedzenie jedynie stolicy hazardu. Jednak ma dusza podróżnicza rzadko kiedy korzysta z gotowych wzorów, więc wertowanie postów na grupach podróżniczych opłaciło się bardziej aniżeli studiowanie broszur informacyjnych. Tak oto w drodze do Vegas postawiłam swe stopy w Kanionie Czerwonych Skał. Niestety na słynny park Valley of Fire zabrakło czasu :( Przejechaliśmy jego część nocą, więc widzieliśmy zaledwie cienie.
Kaktusy, kaktusy, kaktusy!
Naszym pierwszym przystankiem był parking zaraz za znakiem Red Rock Canyon. Niepewni, czy możemy sforsować gdzieś te ogrodzenia pokryte drutem kolczastym, wyszliśmy z samochodu by rozprostować nogi i nacieszyć się wreszcie słońcem, którego w Nevadzie nie brakowało! Mimo kilku godzin spędzonych w aucie wciąż mieliśmy sporo sił i energii na eksplorowanie parku. No w końcu ile razy w życiu można przejść się prerią pełną kaktusów?
Na szczęście park, będąc parkiem stanowym, nie wymagał żadnych opłat za wstęp. Wejśćie na ścieżkę znależliśmy dość prędko i ruszyliśmy przed siebie, w totalną dzicz i pustkowie.
Przed nami rozpościerały się góry pokryte żwirem i dziką roślinnością. Stawiając stopy trzeba było uważać nie tylko na skorpiony, węże czy inne gady ale także na odchody. Nie wiem czyje, ale cieszę się, że nie spotkałam właściciela. Wystarczyły mi dziwne jaszczurki, które skakały niesamowicie żwawo i wysoko.
Czerwone skały
Czyli znak rozpoznawczy tego parku i zarazem jego jedyny płatny odcinek. Tak, żeby podjechać/ podejść pod skały trzeba było zapłacić. Nie zdecydowaliśmy się na tę opcję, teraz w sumie to nie wiem czemu. Trochę żałuję, bo trafiliśmy na zachód słońca i skały prezentowały się naprawdę urokliwie!
Na szczęście po drodze znajduje się wiele punktów widokwych i kampingów, z których doskonale widać owe skały. Tak więc zobaczyliśmy Kanion w całej jego okrasie.
W sumie na lekki spacer po parku zeszło nam może 1,5h. Nie zapuszczaliśmy się w dzicz zbyt głęboko ani nie wspinaliśmy na pobliskie wzniesienia, gdyż dotarliśmy tam zdecydowanie za późno. Czy tam wrócę? Kto wie, może tak. Na pewno chcę wrócić do Nevady i przysiąść dłużej nad Zaporą Hoovera, na którą poświęciliśmy dosłownie kilka minut, a szkoda! Niemniej jednak Nevada i Vegas są na mojej liście powrotów więc może trafi się i okazja spędzić więcej czasu nad jeziorem!
Tymczasem pomału przenosimy się do Las Vegas- najszczęśliwszego miasta w Ameryce, przynajmniej w mojej opinii!
0 komentarze