Rojal Bejbi, czyli 9 miesięcy w USA

01:21


Przeminęło z wiatrem. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem tu już 9 miesięcy. Z jednej strony mam poczucie, że stoję w miejscu, ale z drugiej jak spoglądam na zdjęcia i myślę, ile się wydarzyło, wydaje mi się jakbym zrobiła krok milowy. Śmiało mogę powiedzieć, że po tych dziewięciu miesiącach za Wielką Wodą wykiełkowało we mnie nowe życie, choć ciąża spożywcza ciągle rośnie.


Miesiąc 1

Jak każda białogłowa w stanie błogosławionym, przepełniona byłam radością ekscytacją. Niby zmiana wielka, ale przecież na plus. Motyle w brzuchu, wielkie plany i zaciesz na widok każdej najmniejszej pierdoły. Nowe życie w nowym świecie, które szybko pokochałam.

Miesiąc 2

Powoli górę wzięły hormony. Zaczęły się zmienne nastroje. Jednak kiełkująca fasolka - moja amerykańska egzystencja sprawiała mi dużo radości. Coraz bardziej zadomowiała się w moim przetłuszczonym serduszku.

Miesiąc 3

Minął spokojnie i łagodnie. Zmiany nie powodowały większego wpływu na moje życie. Zmienne nastroje stały się normą. Nowością natomiast okazały się smaki na coraz więcej przekąsek. Zaczęły się też pierwsze, poważniejsze zakupy. Szał, ciuszki i te sprawy. 

Miesiąc 4

Zaczęłam dostrzegać rosnący brzuszek. Początkowo wydawał się uroczy, jednak po kilku dniach zaczął przeszkadzać. Fasolka rządała jednak więcej słodyczy, więc siłą rzeczy musiałam po nie sięgać. Dziecku się przecież nie odmawia. Więc znowu wpadłam w zakupowy szał. I dla mnie i dla fasolki. Akurat po olimpiadzie były koszulki z flagą na przecenie, to czemu nie? Na 4go lipca będzie jak znalazł. Co z tego, że za duża. Przecież dzieci tak szybko rosną! 

Miesiąc 5

Pojawiła się nadmierna wrażliwość i mdłości. Trochę późno, ale przecież nie każda ciąża jest taka sama. Episkopat pewnie znalazłby na to wytłumaczenie, ale jestem niewierną córą Kościoła, więc się nie dowiem. Wracając do Fasolki kiełkującej pod moim przetłuszczonym serduszkiem, zaczęła mnie irytować. Bo ile to można. W kółko to samo. Ile można czekać na rozwiązanie? A brzuch rósł i rósł. Wraz z nim złe samopoczucie przeplatane lepszymi dniami.

Miesiąc 6

Pojawiły się obawy, ale jak to dalej będzie? Zmienne nastroje nie pomagały. Na szczęście trafiło się słoneczko, które rozjaśniło nieco sytuację małej Fasolki, która już nie była taka mała, podobnie jak brzuszek. Znowu pojawiły się motyle i ekscytacja.

Miesiąc 7

Minął dość spokojnie. Był to też czas by podjąć ostateczną decyzję: okienko życia, czy zatrzymuję i biorę ze sobą do Polszy? Padło na okienko życia. W Polsce mogłybyśmy sobie nie poradzić. Nikt by nas nie zrozumiał. Wytykaliby nas palcami. A było co, bo brzuszek już był pokaźny. 

Miesiąc 8

Ociężała padłam do łoża. Hormony buzowały, huśtawka nastrojów była codziennością. Fasolka zaczęła dawać o sobie znać. Zasadziła mi kilka poważnych kopniaków w żebra, po których chciałam ją porzucić. Ale nie mogłam, przecież przecież dzieci się nie wyrzuca. Zawsze można od nich odpocząć, dając je komuś pod opiekę na jakiś czas. I ta myśl pozowliła mi przetrwać miesiąc ósmy.

Miesiąc 9

Wrócił spokój ducha i radość. W końcu rozwiązanie już tuż tuż. Fasolka przekonała mnie do siebie. Zdecydowałyśmy się ciągnąć ten wózek w stronę okienka życia. Wyklarował się nam plan wspólnego życia. Co z tego, że zostałyśmy same. Na Alasce spotkamy niedźwiedzie i będzie nam raźniej. W Nowym Jorku dostaniemy darmowe ciastko za uśmiech, a przy odrobinie szczęścia spotkamy dobrych ludzi, z którymi będziemy się dobrze bawić. I po kilku miesiącach bycia ze sobą non stop będziemy miały 10 dni odpoczynku.


Godzina zero

Czyli to już! Stało się! Rojal Bejbi jest na świecie. Po 9 miesiącach przeplatanych ekscytacją i smutkiem, zabawą i nudą, radością i marazmem, moje nowe życie wykiełkowało. Fasolka stała się realna. Zauważyłam, w jaki sposób się zmieniłam i już wiem, mniej więcej, czego chcę. Czy uda się to osiągnąć, nie wiem. Będę próbować. Jeśli szlifowanie warsztatu dziennikarskiego nie wyjdzie i z angielskim będzie biednie spróbuję wizualizacji. Podobno działa. Chciałam być tygrysem i jak?



A tak na poważnie to staram się wyzbyć polskiej natury malkontenta. Straciłam 9 miesięcy na narzekaniu dosłownie na wszystko. Nawet na sam fakt, że tu jestem, a przecież sama tego chciałam. Przebywanie z Amerykanami uzmysłowiło mi, że my Polacy mamy problem z dostrzeganiem dobrych rzeczy. Zawsze jak się z czegś cieszę znajdzie się ktoś, kto mnie zdemotywuje, znajdzie mały szczegół, który zepsuje całość. A Amerykanie wręcz przeciwnie. Motywują do działania i podążania za swoimi marzeniami. I ja też tak chcę żyć. Przyjechałam tutaj żeby zobaczyć Wielki Kanion, Yellowstone i Alaskę i choćby skały srały dotrę tam z uśmiechem na twarzy. 

Znalezione obrazy dla zapytania happiness gif

A ciąża spożywcza? Kto by się przejmował. W tym kraju ma wielu wielbicieli he he he.

Znalezione obrazy dla zapytania ciąza gif

Jakie plany na kolejny miesiąc?

Żadne. Szczerze, po raz pierwszy nie mam żadnych, konkretnych celów. Co się wydarzy, to się wydarzy. Po dziewięciu miesiącach w końcu wracam powoli do swojej filozofii Tumiwisizmu. Wisi mi głęboko, czy będę leżeć w łożu każdego wieczora i oglądać po raz enty Czas Honoru, czy pojadę do Nowego Jorku. Przestałam przejmować się czasem, który mi pozostał. Nie myślę, o tym co będzie za ta naście miesięcy, kiedy przyjdzie mi pożegnać się z moim Małym T., co będę robić w Polsce i czy w ogóle do niej wrócę. Zaczynam żyć każdym dniem i wam też to polecam. 
Wasze Czoło:)
Amen


You Might Also Like

0 komentarze