Kiedy kiszki marsza grają
01:34
Czyli o amerykańskim jedzeniu słów kilka. Choć fenomen amerykańskiej żywności dotarł pod polskie strzechy dawno temu, wcąż jaramy się każdą nową, stanową marką, która pojawi się na półkach. Kiedy cała Polska podnieca się amerykańskim tygodniem w Lidlu, ja narzekam, jakie to jedzenie niedobre, jak już wytrzymać nie mogę i tęsknię nawet za bigosem. Jak to możlwe? Przecież w USA mają Reeses, masło orzechowe, Coca Colę i najlepsze burgery. No niestety, kuchnia amerykańska spożywana przez dłuższy czas znacznie różni się od naszych, polskich wyobrażeń. Pozwólcie, że zabiorę was w krainę tutejszch smaków, tłuszczu i pikli.
Rcjonalne żywienie, pięć posiłków dziennie
Czyli droga do sukcesu według Krzsztofa Ibisza. Amerykanie też stosują tę zasadę, aczkolwiek ze zdrowym trybem ma to niewiele wspólnego. Oczywiście, że generalizuję, bo zdrowo odżywiający się ludzie też zamieszkują ten kraj, jednak w większości jadłospisy są podobne. 5 posiłków to: śniadanie, lunch, przekąska, obiad, deser. Największy i najcięższy posiłek spożywa się wieczorem, około 18-22.
Śniadanie
Albo w domu albo "na mieście". Bajgle, płatki, jogurt, owoce, naleśniki, gofry, tosty francuskie, kiełbaski. Nie ma bułeczek, chlebka, który jeszcze ciepły i pachnie. Jest tost, przypominający mega słodki zakalec, potrafiący trzymać ważność nawet kilka tygodni! Do tego woda albo kawa. Czasem jedzie się na pączki albo do dinnera- czyli takiego baru, gdzie dolewają kawy i serwują jedzenie od rana do nocy. W dinnerze można dostać w zasadzie to samo, co spożywa się w domu, ale dają tego dużo, bardzo dużo i nie trzeba gotować. Jednak to, co szokuje mnie najbardziej w śniadaniowym menu to ziemniaki. Do omleta dają frytki lub ugotowane kartofle podsmażone na patelce. W karcie znajduję się też sadzone jajka i grysik. Totalnie bez smaku.
Częstym i powszechnym typem śniadania są batony. Nie ważne, ile cukru mają, na opakowaniu jest napisane, że na śniadanie, że zdrowe, więc jedzmy.
Jednak nie codziennie jada się na mieście, więc żeby życie było łatwiejsze kupuje się gotowe posiłki w postaci mrożonek.
Amerykanie słyną z wygodnego trybu życia, więc możliwość zakupu gotowanych jajek nie powinna dziwić. To jak, komuś do koszyczka wielkanocnego?
Lunch
Czyli czas na sałatkę, kanapkę czy batonika. Po 8 miesiącach tutaj mogę stwierdzić, że mój Marian w końcu się przestawił i zapokoić go można nawet krakersami. Na lunch szamiemy zupę, resztki z obiadu, pizzę, burgera, cokolwiek. Oczywiście, sklepy zaopatrzone też są w specjalne mrożonki:) W kawiarniach przygotowują gotowe lunch boxy, w których znleść można małą kanapeczkę z dżemem i masłem orzechowym, trzy ćwiartki jabłka i dwa winogronka.
Przekąska
Czyli taki nasz podwieczorek. Jak byłam dzieckiem to zawsze jakiś kisiel, budyń, ciasteczko czy owoc się złapało i szamało. Tutaj jest podobnie. Dzieci najczęściej jedzą Goldfish, czyli krakersy w kształcie rybki.
Obiad
Co jedzą? To samo co my, aczkolwiek obiad to tylko jedno danie. Mięcho, prawie zawsze jest mięcho. I to nie kurczak 7 dni w tygodniu, ale wołowinka. Steki! W Polsce nie wzięłam do ust mięsa, które miało jakąkolwiek żyłkę lub zaczerwienienie. Tutaj nauczyłam się jeść krwiste steki. I wiecie co? To jest serio dobre. Wiem, że wiecie i tylko ja taka zacofana i ograniczona, całe życie na kurze chowana. Co prawda wciąż pozostaję wielką fanką ryb i drobiu, ale taki stek odo czasu do czasu to dobra rzecz.
Może dlatego, że jest kupowana gotowa do podgrzania w mikrofali, przez co traci jakiś swój smak. Nie wiem, ale to zdecydowanie jedna z najgorszych rzeczy w Stanach w moim mniemaniu. Na szczęście ziemniaki jada się też w innych formach, jak frytki. Frytki w kanjpach to są frytki. Nie takie karbowane z Biedry, gdzię pięciokilowy wór kosztuje 4 zeta, ale takie fryty z ziemniaków. Wiem, że to pewnie też mrożone, ale po prostu smakuje jak ziemniak. No i są jeszcze zwykłe ziemniaczki, w tak zwanych mundurkach, moje ulubione. A i bataty w postaci czipsów i frytek.
Poza mięchem i ziemniakami, jada się też makarony, pizzę, burgery, czipsy z guacamole i inne meksykańskie cuda. Nie ma kanapeczek z pasztetem, jajeczniczki czy parówek z keczupem.
Deser
Czyli mój ulubiony, zaraz po obiedzie, posiłek. Lody, ciasta, ciasteczka, kakao albo gorąca czekolada. W to mi graj! Oczywiśćie nie zawsze, ale często.
Proteiny
Czyli coś, co jedzenie zawierać musi. Nie ważne , czy jest to baton z 40g cukru czy masło orzechowe z olejem palmowym. Ważne, że zawiera proteiny. Amerykanie uparcie wierzą, że proteiny to najważniejszy składnik pożywienia.
Cukru więcej niż gdziekolwiek indziej
Wszyscy znamy cukier z Biedronki, który jest mniej słodki, bo jest z Biedry. W USA doświadczyć można czegoś zupełnie innego- wszystko jest dwa razy słodsze. Co najmniej. Wydawało wam się kiedyś, że cola jest słodka? W USA jest jeszcze bardziej słodka. To samo z każdą inną marką słodyczy. W wersji amerykańskiej smakują znacznie inaczej i aż odechciewa się ich jeść. Tego cukru jest po prostu za dużo. Przykładowo w mleku znajduje się 25g! W soku pomaańczowym 38g.
Ser
czyli główny składnik amerykańskiej kuchni. Jedzą go tonami! Wszędzie, dosłownie wszędzie jest ser. Żołty oczywiście, bo białego nie znają. A już najgorszym wynalazkiem jest połączenie żółtego sera z makaronem!
McD czyli największe zuo Ameryki
Wszyscy wiemy, że McDonald's to fast food z gównianym jedzeniem. Uwierzcie mi w USA to jest naprawdę gówniane jedzenie. McD w Europie w porównaniu z tymi w Stanach to 5 gwiazdkowe restauracje. Pomijam fakt, jak mało mają w ofercie (nie ma wrapów, pikantnego czikenburgera). Nigdy, ale to nigdy (poza Brodwayem i Times Square) nie udało mi się też tam dostać lodów. Zawsze mówią, że maszyna jest zepsuta, bo za długo trzeba ją myć, więc się im nie opłaca. Tak jak wszyscy w Polsce kochają frytki z maka, tak w USA ciężko o gorsze. Niewysmażone, papierowe, zimne. OCHYDA. Owszem tanio, ale nawet cappucino nie mają! Ciężko uwierzyć, że to największe, amerykańskie odkrycie Kolumba jest tak zaniedbywane w Nowym Świecie.
Mikrofala
Czyli podstawa amerykańskiego domu. Nie w każdym znajduje się pralka, ale mikrofalówkę spotkamy wszędzie. Wiadomo, że gotowe posiłki najlepiej odgrzać w mikrofalce, ale nie tylko. Tutaj większość rzeczy "gotuje się" właśnie w takiej kuchence. Można kupić ugotowany ryż czy makaron i tylko podgrzać, to samo z ziemniakami i warzywami.
Amerykańskie smaki i wymysły:
1. Pikle- jedliby je ze wszystkim. Ja nie mam nic przeciwko, bo lubię, ale smażone w parnierce to już za dużo. Ale takie w hot dogu pierwsza klasa.
2. Lody Ben&Jerry's - najlepsze na świecie.
3. cookie dough- czyli surowe ciasto na ciasteczka. Dodają je do wszystkiego a nawet sprzedają w wafelkach jak lody.
4. Gotowe ciasto- czy to na pizzę, ciasteczka, tartę, rogaliki, czy chleb. Gotowe ciasto jest podstawą wszystkich amerykańskich wypieków.
5. Placki z pudełka- czyli takie nasze kopce kreta doktora Oetkera. Nie spotkałam jeszcze Amerykanina/ Amerykanki, które potrafiłoby upiec ciasto samodzielnie, bez wysypania zawartości pudełka i dodania wody.
6. Jedzenie w proszku- to nie tylko placki, ale też ziemniaki, naleśnki itp. Do wszystkiego dodaje się tylko wodę.
7.Po zupie dostaje się biegunki- spotkałam się i z takim twierdzeniem. Bo zupa jest płynna. Nie to co mięsko.
8. Naleśniki z masłem i bekonem- my jemy z dżemorem, Amerykanie ze solonym masłem i boczusiem.
9. Dolewki- kawy, wody, frytek. W wielu kanjpach jest to za darmo. (Woda bez limtu zawsze jest za darmo).
10. Tipy- czyli napiwki. W każdej restauracji trzeba zostawić napiwek. Czasem podają na paragonie, ile sobie życzą. Ogólna zasada to 10-20%. Przykładowo na Florydzie doliczają sobie 18% do wszystkiego, bez konsultacji z klientem. Żeby było łatwiej. I tak za nalanie dwóch piw płaci się 30$. Ze względu na tipy kelenerzy zawsze są mili i włażą w dupę nawet najbardziej upierdliwemu klientowi.
11. Ginger Ale- czyli gazowany napój imbirowy. W smaku przypomina sprite albo sevenup. Amerykanie piją go nałogowo, wierząc, że leczy przeziębienie i zatrucia żołądkowe. (Bo zawiera imbir, śladowe ilości, ale jednak).
12. Lód- czy to lato czy zima wszystko piją z lodem. Zamawiając herbatę czy kawę zawsze trzeba dodać, że ma być gorąca, bo inaczej zrobią zimną, nawet jak jest -15.
13. Masło orzechowe- czyli smarowidło z orzechów ziemnych. Amerykanie wierzą, że jest bardzo zdrowe. Dzieci po tym rosną wielkie i mądre. Szkoda, że co drugie jest uczulone na orzechy.
14. Wszystko, co organiczne jest zdrowe- czyli pierwsza prawda wiary według Amerykanów. Nie ważne czy to cukier czy jabłko, skoro organiczne oba są zdrowe.
15. Zdrowa żywność jest droga- zwłaszcza owoce i warzywa. Na jedną małą zupę pomidorową wydałam 20$, z czego kupiłam tylko pomidory, selera i marchewkę. Podobnie jest z wodą. Dwa razy droższa niż coca cola.
16. Ogromne porcje- wszystkiego. Nie tylko w restauracjach, ale i w sklepach. Nie można kupić małej paczki czipsów, trzeba wziąć wielką, familijną pakę.
17. Olej- jeśli by mogli usmażyli by wszystko. Dosłownie.
18. Pizza- opływa tłuszczem, ale jest dobra. Amerykanie uparcie twierdzą, że to oni ją wynaleźli.
19. BYOB- czyli przynieś swój własny alkohol. W wielu miejscach nie sprzedają alkoholu (restauracje i knajpy) ale można przynieść swój własny. W każdym takim miejscu jest nalepka BYOB.
20. Drive Thru- nie tylko w Mcd, Burger Kingu czy KFC ale także w Starbucks, Donkin Donuts i innych jedzeniowych sieciówkach.
Z mojej perspektywy, kuchnia maerykańska jest zbyt tłusta, mdła i słodka. Oczywiście uwielbiam pizzę, fryty i hamburgsy, ale brakuje mi kwaśnych, polskich potraw. Podobnie jest z ilością chemii w jedzeniu. W Stanach dopuszczalne są znacznie wyższe normy niż w UE. Większość jest genetycznie zmodyfikowana. O ile na początku kuchnia nie ogrywała dla mnie jakiegoś strasznego znaczenia, tak teraz brak kapuśniaka mi bardz doskwiera. Ale lody Ben&Jerry's wynagradzają wszystko. Serio polecam, choć wiem, że w Polsce to kosztują więcej niz bilet realcji Warszawa - Kraków w PB :)
Czyli droga do sukcesu według Krzsztofa Ibisza. Amerykanie też stosują tę zasadę, aczkolwiek ze zdrowym trybem ma to niewiele wspólnego. Oczywiście, że generalizuję, bo zdrowo odżywiający się ludzie też zamieszkują ten kraj, jednak w większości jadłospisy są podobne. 5 posiłków to: śniadanie, lunch, przekąska, obiad, deser. Największy i najcięższy posiłek spożywa się wieczorem, około 18-22.
Śniadanie
Albo w domu albo "na mieście". Bajgle, płatki, jogurt, owoce, naleśniki, gofry, tosty francuskie, kiełbaski. Nie ma bułeczek, chlebka, który jeszcze ciepły i pachnie. Jest tost, przypominający mega słodki zakalec, potrafiący trzymać ważność nawet kilka tygodni! Do tego woda albo kawa. Czasem jedzie się na pączki albo do dinnera- czyli takiego baru, gdzie dolewają kawy i serwują jedzenie od rana do nocy. W dinnerze można dostać w zasadzie to samo, co spożywa się w domu, ale dają tego dużo, bardzo dużo i nie trzeba gotować. Jednak to, co szokuje mnie najbardziej w śniadaniowym menu to ziemniaki. Do omleta dają frytki lub ugotowane kartofle podsmażone na patelce. W karcie znajduję się też sadzone jajka i grysik. Totalnie bez smaku.
Częstym i powszechnym typem śniadania są batony. Nie ważne, ile cukru mają, na opakowaniu jest napisane, że na śniadanie, że zdrowe, więc jedzmy.
Jednak nie codziennie jada się na mieście, więc żeby życie było łatwiejsze kupuje się gotowe posiłki w postaci mrożonek.
Amerykanie słyną z wygodnego trybu życia, więc możliwość zakupu gotowanych jajek nie powinna dziwić. To jak, komuś do koszyczka wielkanocnego?
Lunch
Czyli czas na sałatkę, kanapkę czy batonika. Po 8 miesiącach tutaj mogę stwierdzić, że mój Marian w końcu się przestawił i zapokoić go można nawet krakersami. Na lunch szamiemy zupę, resztki z obiadu, pizzę, burgera, cokolwiek. Oczywiście, sklepy zaopatrzone też są w specjalne mrożonki:) W kawiarniach przygotowują gotowe lunch boxy, w których znleść można małą kanapeczkę z dżemem i masłem orzechowym, trzy ćwiartki jabłka i dwa winogronka.
Przekąska
Czyli taki nasz podwieczorek. Jak byłam dzieckiem to zawsze jakiś kisiel, budyń, ciasteczko czy owoc się złapało i szamało. Tutaj jest podobnie. Dzieci najczęściej jedzą Goldfish, czyli krakersy w kształcie rybki.
Obiad
Czyli sens życia. Mojego życia. Obiad to najwspanialsza pora dnia. Jego zdecydowanie najlepsza część. Czekam na niego cały dzień. Dosłownie. A najlepsze jest to, że nie muszę gotować!
Ale, ale, nie o rozkminach obiadowych mowa, tylko o tym, co tu się je. A no je się tłusto i ciężkostrawnie. Dużo czerwonego mięsa, wielkie porcje. Podobnie jak ze śnaidaniem i lunchem można jeść w domu lub na mieście. Amerykanie (przynajmniej Ci, których znam) minimum raz w tygodniu jedzą na mieście. Zwłaszcza w weekend. Pora obiadowa trwa od 18-22. Całe rodziny walą do restauracji i czekają nawet i godzinę w kolejce aby dostać swój ulubiony posiłek.
Poza mięchem są ziemniaki...Mashed potatoes, czyli coś co ledwo przez gardło mi przechodzi. Nigdy nie byłam fanką ziemniaków, zwłaszcza "ubitych" ale wersja amerykańska jest po prostu ble.
Może dlatego, że jest kupowana gotowa do podgrzania w mikrofali, przez co traci jakiś swój smak. Nie wiem, ale to zdecydowanie jedna z najgorszych rzeczy w Stanach w moim mniemaniu. Na szczęście ziemniaki jada się też w innych formach, jak frytki. Frytki w kanjpach to są frytki. Nie takie karbowane z Biedry, gdzię pięciokilowy wór kosztuje 4 zeta, ale takie fryty z ziemniaków. Wiem, że to pewnie też mrożone, ale po prostu smakuje jak ziemniak. No i są jeszcze zwykłe ziemniaczki, w tak zwanych mundurkach, moje ulubione. A i bataty w postaci czipsów i frytek.
Poza mięchem i ziemniakami, jada się też makarony, pizzę, burgery, czipsy z guacamole i inne meksykańskie cuda. Nie ma kanapeczek z pasztetem, jajeczniczki czy parówek z keczupem.
Deser
Czyli mój ulubiony, zaraz po obiedzie, posiłek. Lody, ciasta, ciasteczka, kakao albo gorąca czekolada. W to mi graj! Oczywiśćie nie zawsze, ale często.
Proteiny
Czyli coś, co jedzenie zawierać musi. Nie ważne , czy jest to baton z 40g cukru czy masło orzechowe z olejem palmowym. Ważne, że zawiera proteiny. Amerykanie uparcie wierzą, że proteiny to najważniejszy składnik pożywienia.
Cukru więcej niż gdziekolwiek indziej
Wszyscy znamy cukier z Biedronki, który jest mniej słodki, bo jest z Biedry. W USA doświadczyć można czegoś zupełnie innego- wszystko jest dwa razy słodsze. Co najmniej. Wydawało wam się kiedyś, że cola jest słodka? W USA jest jeszcze bardziej słodka. To samo z każdą inną marką słodyczy. W wersji amerykańskiej smakują znacznie inaczej i aż odechciewa się ich jeść. Tego cukru jest po prostu za dużo. Przykładowo w mleku znajduje się 25g! W soku pomaańczowym 38g.
Ser
czyli główny składnik amerykańskiej kuchni. Jedzą go tonami! Wszędzie, dosłownie wszędzie jest ser. Żołty oczywiście, bo białego nie znają. A już najgorszym wynalazkiem jest połączenie żółtego sera z makaronem!
McD czyli największe zuo Ameryki
Wszyscy wiemy, że McDonald's to fast food z gównianym jedzeniem. Uwierzcie mi w USA to jest naprawdę gówniane jedzenie. McD w Europie w porównaniu z tymi w Stanach to 5 gwiazdkowe restauracje. Pomijam fakt, jak mało mają w ofercie (nie ma wrapów, pikantnego czikenburgera). Nigdy, ale to nigdy (poza Brodwayem i Times Square) nie udało mi się też tam dostać lodów. Zawsze mówią, że maszyna jest zepsuta, bo za długo trzeba ją myć, więc się im nie opłaca. Tak jak wszyscy w Polsce kochają frytki z maka, tak w USA ciężko o gorsze. Niewysmażone, papierowe, zimne. OCHYDA. Owszem tanio, ale nawet cappucino nie mają! Ciężko uwierzyć, że to największe, amerykańskie odkrycie Kolumba jest tak zaniedbywane w Nowym Świecie.
Mikrofala
Czyli podstawa amerykańskiego domu. Nie w każdym znajduje się pralka, ale mikrofalówkę spotkamy wszędzie. Wiadomo, że gotowe posiłki najlepiej odgrzać w mikrofalce, ale nie tylko. Tutaj większość rzeczy "gotuje się" właśnie w takiej kuchence. Można kupić ugotowany ryż czy makaron i tylko podgrzać, to samo z ziemniakami i warzywami.
Amerykańskie smaki i wymysły:
1. Pikle- jedliby je ze wszystkim. Ja nie mam nic przeciwko, bo lubię, ale smażone w parnierce to już za dużo. Ale takie w hot dogu pierwsza klasa.
2. Lody Ben&Jerry's - najlepsze na świecie.
3. cookie dough- czyli surowe ciasto na ciasteczka. Dodają je do wszystkiego a nawet sprzedają w wafelkach jak lody.
4. Gotowe ciasto- czy to na pizzę, ciasteczka, tartę, rogaliki, czy chleb. Gotowe ciasto jest podstawą wszystkich amerykańskich wypieków.
5. Placki z pudełka- czyli takie nasze kopce kreta doktora Oetkera. Nie spotkałam jeszcze Amerykanina/ Amerykanki, które potrafiłoby upiec ciasto samodzielnie, bez wysypania zawartości pudełka i dodania wody.
6. Jedzenie w proszku- to nie tylko placki, ale też ziemniaki, naleśnki itp. Do wszystkiego dodaje się tylko wodę.
7.Po zupie dostaje się biegunki- spotkałam się i z takim twierdzeniem. Bo zupa jest płynna. Nie to co mięsko.
8. Naleśniki z masłem i bekonem- my jemy z dżemorem, Amerykanie ze solonym masłem i boczusiem.
9. Dolewki- kawy, wody, frytek. W wielu kanjpach jest to za darmo. (Woda bez limtu zawsze jest za darmo).
10. Tipy- czyli napiwki. W każdej restauracji trzeba zostawić napiwek. Czasem podają na paragonie, ile sobie życzą. Ogólna zasada to 10-20%. Przykładowo na Florydzie doliczają sobie 18% do wszystkiego, bez konsultacji z klientem. Żeby było łatwiej. I tak za nalanie dwóch piw płaci się 30$. Ze względu na tipy kelenerzy zawsze są mili i włażą w dupę nawet najbardziej upierdliwemu klientowi.
11. Ginger Ale- czyli gazowany napój imbirowy. W smaku przypomina sprite albo sevenup. Amerykanie piją go nałogowo, wierząc, że leczy przeziębienie i zatrucia żołądkowe. (Bo zawiera imbir, śladowe ilości, ale jednak).
12. Lód- czy to lato czy zima wszystko piją z lodem. Zamawiając herbatę czy kawę zawsze trzeba dodać, że ma być gorąca, bo inaczej zrobią zimną, nawet jak jest -15.
13. Masło orzechowe- czyli smarowidło z orzechów ziemnych. Amerykanie wierzą, że jest bardzo zdrowe. Dzieci po tym rosną wielkie i mądre. Szkoda, że co drugie jest uczulone na orzechy.
14. Wszystko, co organiczne jest zdrowe- czyli pierwsza prawda wiary według Amerykanów. Nie ważne czy to cukier czy jabłko, skoro organiczne oba są zdrowe.
15. Zdrowa żywność jest droga- zwłaszcza owoce i warzywa. Na jedną małą zupę pomidorową wydałam 20$, z czego kupiłam tylko pomidory, selera i marchewkę. Podobnie jest z wodą. Dwa razy droższa niż coca cola.
16. Ogromne porcje- wszystkiego. Nie tylko w restauracjach, ale i w sklepach. Nie można kupić małej paczki czipsów, trzeba wziąć wielką, familijną pakę.
17. Olej- jeśli by mogli usmażyli by wszystko. Dosłownie.
18. Pizza- opływa tłuszczem, ale jest dobra. Amerykanie uparcie twierdzą, że to oni ją wynaleźli.
19. BYOB- czyli przynieś swój własny alkohol. W wielu miejscach nie sprzedają alkoholu (restauracje i knajpy) ale można przynieść swój własny. W każdym takim miejscu jest nalepka BYOB.
20. Drive Thru- nie tylko w Mcd, Burger Kingu czy KFC ale także w Starbucks, Donkin Donuts i innych jedzeniowych sieciówkach.
Z mojej perspektywy, kuchnia maerykańska jest zbyt tłusta, mdła i słodka. Oczywiście uwielbiam pizzę, fryty i hamburgsy, ale brakuje mi kwaśnych, polskich potraw. Podobnie jest z ilością chemii w jedzeniu. W Stanach dopuszczalne są znacznie wyższe normy niż w UE. Większość jest genetycznie zmodyfikowana. O ile na początku kuchnia nie ogrywała dla mnie jakiegoś strasznego znaczenia, tak teraz brak kapuśniaka mi bardz doskwiera. Ale lody Ben&Jerry's wynagradzają wszystko. Serio polecam, choć wiem, że w Polsce to kosztują więcej niz bilet realcji Warszawa - Kraków w PB :)
Czy jest coś, co lubię?
No jasne! Żeby nie było, że tylko narzekam, oto lista rzeczy, które ubóstwiam:
1. Lody. Każde. Są kremowe i w tak dużych porcjach, że serce rośnie na samą myśl.
2. Porcje jedzenia i fakt, że resztki można zabrać do domu. Tak, jeśli coś nam zostanie na talerzu dostajemy pudełko i zabieramy do domu. Bez obciachu i krzywych spojrzeń.
3. Hot Dogi. Nawet te na meczach. Nie wiem, czy to przez ten keczup z ogórków czy jak, ale niebo w gębie. Zwłaszcza w Nowym Orleanie.
4. Kuchnia w Luizjanie i na Karaibach. Ryby, owoce morza, warzywa. PYCHAAAA!
5. Nachos, choć to meksykańskie.
6. Pomidory- przepyszne przez cały rok. Dobrze mieć w swoim kraju Kalifornię czy Florydę, gdzie zawsze świeci słońce.
7. Philly cheesesteak- czyli typowa, filadelfijska buła z mięchem i serem. Dobro samo w sobie. I zawsze podawane z frytkami!
8. Burger King. Jak w Polsce to jest straszne gówno tak w Stanach trzyma poziom. I do tego sprzedają serniczek o smaku Oreo.
9. Oreo w kilkunastu smakach. Trzeba czegoś więcej?:)
10. Cheesecake factory- czyli sernikownia. Serniki o każdym smaku jaki człowiekowi się zamarzył. Ale drogo jak cholera.
11. Reeses. Moje największe uzależnienie.
12. Ciasto z pianek, czekolady i herbatników robione przez moją hostkę. Kto śledzi tasty na fcb, wie o czym mówię.
13. Truskawki dostępne przez cały rok.
14. Mrożony jogurt.
15. WAWA- czyli najlepszy market w Pensylwanii. Poza standardowym sklepem w ofercie jest też jedzenie na ciepło. Kanapeczki, zupy, owsianki, kawa, jogurt, koktajl. No dosłownie raj na ziemi.
16. Pizza z pepperoni. Najlepsza na świecie, tylko w USA.
17. Precle w białej czekoladzie.
18. Movie Tavern- tylko Amerykanie mogli opatentować kino z łóżkami, do których donoszą obiad i deser!
19. Słone masło.
20. Kakao. Moja miłość od najmłodszych lat. Mniam.
21. A najlepsze w USA jest to, że w każdym większym mieście można znaleść kuchnie całego świata, nawet i polską, więc na głód nie można narzekać! Szkoda tylko, że tak dużo jedzenia się tu marnuje i wyrzuca...
0 komentarze