Złap Amisza
19:41
Jedni łapią motyle, inni Pokemony, ja zapragnęłam złapać Amisza. Niestety, wszyscy zgromadzeni wokół mnie ludzie nie mieli i wciąż nie mają pojęcia, kim są Amisze. SERIO? TLC nie oglądacie, nie uczyliście się z New English File? No nie wierzę.
W takich okolicznościach pojawiła się obawa, że Misja Czoło i jeden z jej naczelnych punktów nie zostaną spełnione. A jak nie zostną spełnione to ugrzęznę tu na zawsze. Zdesperowana miałam już szukać ochotników po internetach, kiedy to do moich drzwi zapukała czwórka rodaków.
My Polacy to jesteśmy super. Zabawni, wykształceni i odważni. Wszyscy moi towarzysze wiedzieli, kim są Amisze i pragnęli ich ujrzeć. Kamień z serca! Nie polegnę ze swoją niesamowitą wizją amerykańskiego snu. Jeszcze nie teraz.
Jak na urodzoną w czepcu przystało, mam to szczęście, że Amisze w dość dużej liczbie, żyją godzinę drogi od mojej tutejszej przystani. Nie trzeba było dużo kminić i planować, tylko zapakować dupę w auto i pojechać.
Trafiliśmy do pokazowej wioski, gdzie za niecałe 10$ uchylono nam rąbka tajemnicy życia po amiszowemu. Towarzyszyli nam Rosjanie, więc możecie sobie wyobrazić, jak wyglądało to zwiedzanie.
Pani przewodnik bardzo się spieszyło. Wypowiadała chyba ze 100 słów na minutę, przez co ciężko było się połapać, o co tak naprawdę w tym stylu życia chodzi. Co prawda przygotowali książeczki z opisem całej filozofii w różnych językach (w tym polskim), jednak wycieczka trwała tak krótko, że nie zdążyliśmy przeczytać całości. Widocznie Amerykanie nie rozumieją europejskiej potrzeby wiedzy. Szkoda, bo liczyłam na więcej informacji. Pozostała nam Wikipedia.
Zwiedzanie zaczęliśmy od domu, który z zewnatrz wyglądał na taki typowy, wiejski dom amerykański. Wewnatrz przywitał nas XVIII wiek. Nawet Rusek zarechotał, że mam rację, kiedy skwitowałam zastany obraz słowami: no taka Polska w XVIII wieku. Choć pewnie na ruskiej wsi, gdzieś w tajdze, można znaleźć podobne domy.
W amiszowym domu najważniejsza jest kuchnia. Niestety nie dlatego, że jest tam jedzenie. Głównym powodem jest fakt, że tylko to pomieszczenie ogrzewają. W każdej kuchni mają książkę do śpiewu i biblię. Tak sobie wielbią Boga, bo do kościoła chodzą raz na dwa tygodnie. Nie dziwię się, że tak rzadko, bo msza trwa cztery godziny! Szczycą się tym, że sami wyrabiają przetwory w stylu: dżem pomidorowy, pikle, masło jabłkowe, papryka marynowana. Hah no okej, tym to może poszczycić się każdy polski dom w mniejszej miejscowości.
Zapewne dziwią was sprzęty typu mikser czy lodówka. Przecież jedną z głównych zasad tej sekty jest brak elektryczności. Wbrew pozorom rguły tej przestrzegają. Owe sprzęty są na gaz lub sprężone powietrze. Lampy też są gazowe, podobnie jak piece. Amisze mają także swoją prasę, nie czytają raczej "angielskich" gazet, bo w nich nie piszą o ich religii.
Wszystko, co posiadają robią sami- zarówno ubrania jak i meble. Próżno tu szukać IKEI, ale ichnijesze rękodzieło też robi wrażenie. Nie posiadają szaf, bo to tylko zagracanie przestrzeni. Tu się z nimi zgodzę. Po co szafa, skoro ubrania lepiej się układają na fotelu? Jednak z łóżka na sznurkach bym nie skorzystała. Zachęcająco nie wygląda, ale Rusek się położył. Zmęczony podróżą i upałem wyłożył swe podpite cielsko na kapie za 700$. Rosja to stan umysłu. Tam chyba nie mają muzeów...
Wiecie, że Amisze chodzą w jednym ubraniu przez całe życie? Wszystko mają pospinane jakimiś zapinkami w stylu szpilek czy jakichś tam zatrzasków, więc w razie nadwagi mogą sobie poszerzyć wdzianko. Nie używają pasków i guzików, ze względu na prześladowania jakich doświadczyli w Europie lata temu. Każdy Amisz i Amiszka ma dwa rodzaje strojów- dla singli i zamężnych/ żonatych. Widzisz świecie, nie trzeba tindera żeby znaleźć parę. Wystarczy iść w pole kukurydzy i spotkać pannę w białej narzucie na sukience albo kawalera z wgnieceniem w kapelutku. W kwestii butów nie są już tacy restrykcyjni- mają ładne lacze, które zakłada się tylko na weselicho i do trumny, ale nike i new balance też się znajdą, byle były czarne! Globalna wioska dotarła i tu.
Zabawki wyglądają trochę przerażająco, bowiem Amisze nie mogą pokazywać twarzy. Ani na zdjęciach ani obrazach, jedynie jeśli jest to robione w jakimś konkretnym celu. Jaki to cel? Na przykład pozują do pocztówek, żeby mieć z tego hajs. Tak, dollarami załatwisz wszystko.
Amisze suszą pranie na sznurku, bo nie mogą używać elektrycznych suszarek. No tragedia niesłychana. Droga Polsko zalatujesz Amiszami!
Skoro są tacy na bakier z cywilizacją to czym mogą się zajmować? Rolnictwem. Przy większości domów są farmy, gdzie mają swoją zwierzynę i warzywka. Czyli jak na polskiej wsi. Jednak wbrew wyobrażeniom, uprawą roli zajmuje się tylko 15% Amiszów. Reszta ma swoje firmy. Nie pytajcie jakie, bo nikt tego nie wie, ale według Wikipedii odnotowują one najmnijeszy procent niepowodzeń.
W każdej wiosce mają swoją szkołę, gdzie uczą się północno niemieckiego i angielskiego. Jak widać ściągi ma nawet nauczyciel. Edukacja trwa tylko do 8 klasy, więc zbyt mądrzy to oni nie są. Pewnie dlatego dalej tkwią w tym swoim innym świecie. Ktoś to mądrze wymyślił, głupszym się łatwiej steruje. Tylko po co? Widać amiszowy prorok to faktycznie prorok. Módl się i pracuj, ora et labora Amiszu.
Na rozrywki też mają czas. Po kościele grają w siatkówkę. Dobre Amisze. Odwiedzają swoich bliskich, czyli dusze towarzystwa. Jak widać nie szczędzą szkła na wódeczkę, grają w szachy na dywanie i wielbią Amerykę.
No dobra, dobra wszystko fajnie, ładnie i cacy, ale gdzie są prawdziwi Amisze? No przecież nie przyjechałam tu w 36 stopniowym upale żeby pochodzić po muzeum 10 minut. Hej! Jedni przyjeżdżają sobie poleżeć na łóżku, inni kupić prawdziwą kukurydzę od Amiszów ( bo ta pewnie jest zdrowsza i bardziej organiczna- amerykańska babciu pola są przy drodze, zerwij sobie), a ja chcę zobaczyć Amisza w naturalnym środowisku, bo mój mózg wciąż tego nie może pojąć. Jak to tak może być, że w tej rozwiniętej Ameryce, w środku miasta jest jakaś wiocha ludzi, którzy z cywilizacją są jak kot z psem?
Moje marzenie się spełniło! W drodze powrotnej ujrzeliśmy amiszową bryczkę na drodze. Nie zastanawiając się ani minutę pognaliśmy przez wieś ścigając Amiszów, tylko po to żeby im zrobić zdjęcie. Materiał z tego pościgu nie nadaje się do publikacji, zatem pozostają wam tylko wyobrażenia. Podam wam dane, nad resztą niech popracuje fantazja:
Droga stanowa pośród farm i pól kukurydzy, jeep z piątką Polaków w środku, Amisze jadący bryczkami, krzyki: wow, jadą, tam, k***a, otwierające się okno, 4 pary rąk z telefonami. Jeśli nie znasz rozwiązania proponuję policzyć deltę.
Polowanie na Amiszów zakończyło się sukcesem!
Dobrze, że nas nikt nie zdzielił kolbą kukurydzy za trzaskanie zdjęć, bo przecież to zabronione. No tak, ale my jesteśmy z Polski. My raczej jesteśmy na bakier z zasadami. Gdzie diabeł nie może tam Polaków wyśle i takie tam.
Czy było warto? Było! Kolejny punkt z listy zaliczony. Śmiechu co nie miara, dalej nie wierzę, że oni tak sami z siebie, z własnej nieprzymuszonej woli, żyją w ciemnogrodzie. Najlepszym podsumowaniem niech będą słowa uczestników wycieczki: "całe życie w jednej sukience?", "współczuję tym dzieciom - nie mają snapczata".
0 komentarze