to coś, czego brakuje mi najbardziej. Nie ma śniadania przed tv, wylegiwania się w piżamce w łóżeczku rodziców, ani kawusi na balkonie. Nie ma placka. Boże! Jak to w niedzielę może nie być placka?! Kto to widział. Ani Familiady do rosołu. Co to będzie w zimie, tak bez skoków narciarskich?
Nie ma też szkoły. Głupiej, tępej twarzy Przeciąga i jego pieprzenia o pierdołach, o których sam nie ma pojęcia. Nie ma godzinnej podróży z Krowody na Ruczaj. Nie ma żula w tramwaju, który swą wonią potrafi obudzić najbardziej zaspane Czoło. Nie ma ohydnego obiadu z bistro, ani kawy z automatu. Nie ma Wawelu o zachodzie słońca, ani Zakrzówka w południe. Nie ma bagietki z Buczka łapanej w biegu na pętlę, ani dzbanu piwa miodowego w Zajezdni. Nie ma ikeowskiej pościeli w sowy i gapienia się w okno do piętnastej. Nie ma spaceru do Kauflanda.
Nie ma Bennego Hilla, ani Disco Relax. Nie ma siatkówki, ani Na dobre i na złe. Nie ma kiełbachy z grilla i browara. Nie ma kromki z szynką na kolację. Nie ma rosołu, którym można pogardzić. Nie ma zatłoczonego busa. Nie ma korków w Libertowie. Nie ma krakowskiego rynku pełnego obcego kapitału turystycznego, irytujących sprzedawców latajacego szitu, ani srających gdzie popadnie gołębi.
Jest dzień wolny. Totalnie. Jestem sobie sterem, żaglem i okrętem. Mogę robić, co zechcę. Nie spędzam raczej czasu z rodziną w trakcie dnia. Czasem tylko obiad skonsumujemy. A niech że sobie ode mnie odpoczną. Poza tym ja chcę kawusię, balkon i serniczek, a nie basen i pięknych, perfekcyjnych Amerykanów.
No serio, jak to tak można egzystować bez placka w ciągu dnia? Zjadać go czasem po obiedzie, który jest wieczorem? No ja nie wiem, nie rozumiem. Żeby po mszy się nie spotkać i nie poobgadywać wszystkich dookoła? Ej, no co z wami? Tylko byście lancze i brancze jedli, a serniczek to nie? No murzynka chociaż! Dobra, sama sobie zjem. Dobrze, że w lodówce jest pudełko brownie.
Placka nie ma, ale jest Kościół. Podobno katolicki. Scenariusz to chyba im Bareja pisze. Może to piąty ewangelista, kto wie. Jedno jest pewne, rozrywka murowana. Począwszy od dzień dobry, proszę wyłączyć komórki. Dzieci malują Jezuska, jedzą czipsy z humusem, a Batman toczy walkę z Supermenem pod konfesjonałem. Afroamerykanka śpiewa pslamy i pieśni z ręką wyciągniętą w kierunku....nie wiem, może Betlejem? Wygląda jak Statua Wolności, a dumna przy tym jak świnia w taksówce. Ale głos ładny, szkoda tylko, że nikt nie nadąża ze śpiewem. Może dlatego, że najpierw śpiewa się pierwszy wers pierwszej zwrotki, potem drugiej i tak dalej. Pół mszy zajęło mi złapanie tego. OH MY LORD. Przekażcie sobie znak pokoju- czyli weźcie mnie wyprzytulajcie i wycałujcie, a ja się będę myła pół dnia. Ej ja nie lubię ludzi, tym bardziej jak mnie obcy obściskują bez powodu. Fle a idźcie wy tak na 3 metry daleko. Poza tym to ja jestem tą, która zostaje w ławce. Bo tu wszyscy bez grzechu są, nie wiem czy wiecie. Jak jeden mąż idą do komunii, oh my Lord. A ja jedna, nieczysta córa szatana siedzę w tej ławce i boki ze śmiechu zrywam. Dobrze, że nigdy na tacę nie dawałam, bo miałabym problem z wypisaniem czeku. Oh my Lord. Ale kościół ładny i podusia na kolana jest.
Dobrze, że mam samochód. Mogę pojechać w siną dal i oglądać piękno Ameryki. Z dala od szklanych domów i betonu, nic tylko pola kukurydzy, farmy, lasy, góry, jeziora, ocean, plaże. Tak, mieszkam tak blisko Nowego Jorku i jeszcze tam nie pojechałam. Bo mi się nie chce. Serio, on dupy nie urywa. Przynajmniej nie mi. Może przez to, że celulitu sporo to ciężej oderwać i jeszcze popłynę w tango z wielkim jabłkiem? Pożyjemy, zobaczymy.
Dobrze, że jest pociąg. Mogę jechać do centrum. Trzasnąć sobie jakieś muzeum. Żałuję, że tego nie robiłam w Krakowie. Nie poszłam do Starej Synagogi. Mogę iść tutaj, ale drzwi są tak wielkie, że nie dosięgam do klamki.
Mogę się polenić nad rzeką. Poleżeć nad wodą i wysączyć piwo. Zjeść lody. Poczytać książkę, poleżeć brzuszkiem do góry. Ale wciąż brakuje mi serniczka, jabłecznika albo drożdżowego z kruszonką. Nawet jak sobie upiekę to nie będzie taki sam jak w Polsce. No kurde nie i już. Chyba czas wybrać się do polskiej dzielicy. Myślicie, że mają kremówki papieskie z Wadowic? Jadłabym.
I tak. Nudzę i marudzę. Mieszkam w miejscu, w którym niejedna osoba chciałaby teraz być. Mam wszystko i w dupie mi się przewraca. Ale co polska niedziela to polska niedziela. Żaden amerykański substytut tego nie zmieni. Takie o to problemy pierwszego świata. Amen.