trzy

04:19

miesiące nam wybiły Ameryko.
Jestem za wielką wodą dokładnie 90 dni. Wciąż żyję, nikt mnie nie porwał, nie przytyłam, nie zostałam milionerką i wypełniłam już sporo punktów ze swojej listy. Co się zmieniło przez ten czas?



Zapominam język ojczysty. 
Jestem hipokrytką, niestety. Całe życie śmiałam się z ludzi, którzy tylko opuścili polską strefę powietrzną i zaczynali wplatać obce wyrazy do mowy potocznej. Ja mam dokładnie to samo. Używam angielskiego 24/7. Nawet we śnie nie mam spokoju. Nie potrafię już śnić po polsku ani myśleć. Z Polakami rozmawiam po angielsku. Brakuje mi słów. Zapominam zasady ortografii. Coraz gorzej ze składnią. Sama do siebie mówię po angielsku. O zgrozo. Co gorsza, nie czuję aby mój angielski się poprawił. 


Popadam w marazm. 
To u mnie normalne, więc nie ma się co dziwić. Rutyna dnia codziennego nie pozwala na wiele. Całe dnie spędzam z moim 3letnim księciem i sama zaczynam zachowywać się jak trzylatka. Tak oto ubieram pacynkę na dłoń i udaję małpę, zjeżdżam na zjeżdżalniach i kłócę się z rozdartymi bachorami o huśtawkę.  Po pracy nic mi się nie chce. Kocham moje łóżeczko ponad wszystko. To podobno zły objaw. Ale gówno mnie to obchodzi. Ja potrzebuję dużo czasu w łóżeczku. Intresuje mnie bardziej niż wydawanie milionów monet na kawę w starbuniu. Ale i tak się podziwiam, przeleżałam tylko pół niedzieli za całe 3 miesiące! 

Zwiedzam.
Co się da i to, czego nigdy nie planowałam zwiedzić. Jak na razie z mojej listy miejsc do odwiedzenia zobaczyłam tylko Niagarę. Trafiłam do  Stanów jak Delware,  Północna Karolina i New Jersey zupełnie przez przypadek i wcalę nie żałuję. Okolice piękne, urokliwe i niezatłoczone. Moi hości mówią, że powinni zacząć podążać moimi śladami, bo bywam w miejscach, o których oni wcale nie słyszeli, a mieszkają tu już jakiś czas.

Nie potrafię żyć bez auta.
No niestety, dopadło i mnie.  Jeżdżę nie tylko do sklepu czy na obiad, ale także w odległe miejsca, których nie znam. Nie czaję do końca przepisów, nie znoszę amerykańskich kierowców i ograniczeń prędkości ( średnio o 15 -20 km/hmniej niż w Polsce). Mimo wszystko, mówiąc szczerze, to jednak na amerykańskiej autostradzie czuję się najlepiej. Mimo że ma 5 pasów i 6 zjazdów w tym samym miejscu, przez co się gubię i klnę. Przez jeden weekend przejechałam ponad 800 mil, czyli jakieś 1320 km- tyle to za całe 5 lat bycia kierowcą nie zorbiłam. Jak skończę program to zostanę kierowcą Ubera. Serio. Tylko nie w Polsce, bo mnie gównem obrzucą.

Kocham Filadelfię.
Jestem jedną z niewielu osób, a chyba jedyną au pair, która nie zachwyca się Nowym Jorkiem. Wolę Filę. Serio. Większość uważa, że to ładne miasto tak na pół dnia zwiedzania. Początkowo też tak myślałam, ale zmieniłam zdanie. To nie tylko Dzwon Wolności, ale cała masa ciekawych Muzeów, Ogródków Piwnych i krajobrazów.  To niesamowite miasto o urokliwym charakterze. Łączy stare z nowym. Robi to ze smakiem. Ile można patrzeć na betonowo szklane domy bez duszy, w których trwa wyścig korposzczurów? Ja wolę stare, amerykańskie kamienice, posiadłości, domy i farmy. Pełno tu parków, lasów,  miejsc do trekkingu i rzek. Poza tym Pensylwania to taka Polska. Krajobraz podobny, tylko Biedronki nie ma, więc czuję się jak w domu.

Imigrantka 10/10.
Burki nie noszę, nie wierzę w Allaha i nie pobieram zasiłków. Niby nie wpisuję się w stereotyp imigranta, a jednak nim jestem. Narzekam na wszystko, co amerykańskie. Wszystko porównuje z Polską i Europą. Biadolę w kółko jak to u nas jest lepiej, a ta Ameryka to nie taka super, wręcz trochę zacofana. Biedni moi amerykańscy towarzysze muszą tego słuchać. Czemu tak biadolę to nie wiem, bo tak naprawdę jest mi tu dobrze. Nie chcę do Polszy wracać, ale może zaczynam doceniać kraj ojczysty? Nie wiem, może po prostu to chroba każdego imigranta. W zasadzie powinnam powiedzieć sama sobie: zbieraj dupę w troki i turlaj do Betlejem jak tak narzekasz. Znowu moja hipokryzja wychodzi na powierzchnię. Na ciapatych psioczę a sama się taka staję. Chyba czas najwyższy z tym skończyć. Miesiąc czwarty będzie tylko na tak. Zero biadolenia. 

Futbol.
Amerykański. Rzecz dla mnie nowa, obca, dziwna i ciężka do ogarnięcia, zwłaszca jak zasady wykładane są slangiem. Ale na mecz idę. Takich rzeczy nie można przegapić. Siatkówka to nie jest, ale mordę można podrzeć.





You Might Also Like

0 komentarze