Częstochowa w środku Ameryki

03:02

Jest w Pensylwanii mała mieścinka. Kilka domów, jakiś sklep, lasy i jezioro. Gdzieś w krzakach czai się najbardziej polskie miejsce jakie w życiu widziałam. Nawet nazwa nie mogłabyć bardziej polska- Częstochowa. Jedziesz krętą drogą, gps krzyczy, że punkt docelowy jest po lewej stronie, wciąż widzisz las, ale po chwili dostrzegasz ten blask. Stoi tam u bram, złociutka jak ukryty pociąg Maryjka, wielka, że widać ją pewnie w New Jersey. Już wiesz, że to "polski kościół", bo tylko u nas takie pomniki się stawia.


Wjazd jak do Łagwienik. Miejsce równie sławne, wszak Andrzej Duda to tam czyni cuda. Był podczas kampanii, po wyborach i przyjedzie za tydzień. Po co? Nie wiem. Może na gołąbki, tak jak ja. Bo jedyny powód, dla którego opuściłam łoże w niedzielę i udałam się na polski festiwal to gołąbki właśnie. Zobaczyłam te kapuściane zawijańce na wydarzeniu fejsbukowym i śniłam o nich całą noc. GOŁĄBKI. W końcu coś, co uleczy me stęsknione za prawdziwym jedzeniem serce.

Nie spodziewałam się, że na ten odpust trzeba kupić bilet. BŁĄD. Polak za granicą na wszystkim musi zarobić. Tak oto straciłam 12$ za sam fakt wejścia między stragany przypominające Stadion Dziesięciolecia. OK, dla gołąbków wszystko. 






Ujrzałam karuzele, wirujące maszyny i młot, przez który nie było szczęśliwego zakończenia W Rolnik szuka żony. Dobrze, że nie przyszłam tam na randkę, bo by się skończyło love story. TVP jednak czegoś uczy. Dobrze, że chodziło tylko o gołąbki, bo wyszłabym ze złamanym sercem i pustym portfelem. 

Kiedy usłyszałam język ojczysty poczułam się jak na myślenickim Zarabiu podczas festiwalu lata. Grażyny, Janusze, Sebixy i Karyny. Zimny Leszek, kiełbaska i Polsih Ice cream. No niech mi ktoś z rodaków wytłumaczy, jakie to są polskie lody? Cebulowe? Czy może ja żyłam w kłamstwie i nie znałam "polskich lodów"? Nie, nie sprzedawali Bambino. Ani nawet Zielonej Budki. Zwykłe zakrętasy, zwane potocznie włoskimi.

Jednak uwagę mą, zanim znalazłam gołąbki, zwrócił wielki namiot. Drewniany, przypominał trochę Dom Kultury z głębokiego PRLu. Zresztą na takim klimacie się zatrzymał. Grupa wiekowych Januszy przygrywała jedną i tę samą nutę. Susany i Szarlotty ze łzami w oczach podziwiały tę polską kulturę, w której wychowywali się ich dziadkowie. Szkoda, że nikt nie pokazał im współczesnej Polski i dalej myślą, że u nas bida z nędzą, ocet na pułkach i Gomułka rządzi krajem.

Wtem ujrzałam ten jeden jedyny, wybrany, najlepszy, schowany lekko na uboczu stragan z jedzeniem. Wiecie jaki, prawda? Z gołąbkami.

Nerwowo sięgnęłam po sakwę z dolarami,  gdyż nie miałam przy sobie zbyt sporego zasobu gotówki. Nie spodziewałam się płatnego wstępu i braku możliwości płatności kartą. BŁĄD. Ale trafiłam na promoszkę- za dwa gołąbki i wodę 6$. Jeden gołąbek 3$, woda 1$. Zaoszczędziłam 1$. Brawo ja, rekin biznesu.  Trzy lata w bankowości robią swoje.


Jak smakowały? Na pewno nie tak jak mamusi. Dupy nie urwały, choć w tym kontekście to raczej dobrze. Smakowały jak gołąbki z baru mlecznego przy Hali Targowej. Dobre były. Dobre, bo nie amerykańskie z pudełka. I sprzedała mi je Halina, aspirująca właścicielka Polisz Szopu z Port Richmond, która na czas festiwalu postanowiła zostać Słowianką Donatana. Zresztą nie ona jedna. Wiele tam Słowianek grzęzło w trawie, próbując przenieść Leszka w szpilkach do stolika, gdzie czekali Janusze z Sebixami.

Było też DISCO POLO. Nie ma festynu bez Disco Polo. Pseudogórlaski zespół nadawał temu wydarzeniu podniosły, wiejski, swojski, polski charakter. Podpite towarzystwo bawiło się wybornie, a ja nie dowierzałam, że z własnej nieprzymuszonej woli tam siedzę i na to patrzę. Gołąbki, cożeście mi zrobiły?!

Kto śledzi mojego snapa to widział te dzikie pląsy. Ale że ja tak na trzeźwo dałam radę? Brawo ty. Jak to mówią: Polak z Polski wyjdzie, ale Polska z Polaka nie. Oj nie. 


Dlatego też załapałam się na darmowy posiłek. A raczej wodę, bo nie miałam ochoty na kiełbachę (dobrą to tylko mój tata robi, idealnie spalona), ani na pierogi, które podobno były takie sobie. Szkoda, że nie zgarnęłam tej przepustki zanim straciłam 12$ ( cena biletu do NYC!).

Jednak nie samym chlebem człowiek żyje, ani gołąbkami. Choć moje życie kręci się głównie tylko wokół jedzenia, postanowiłam skorzystać z okazji i zwiedzić tę amerykańską Częstochowę.


To Częstochowa czy już Łagiewniki?

W Ameryce wszystko jest duże, więc i skarbona musi mieć odpowiedni rozmiar


Pocztówkę? Kubek z Jezuskiem?


JPII nie mogło zabraknąć. Chyba prosił, że mu pomników nie stawiać, co nie?...


Kopia prawie jak oryginał, tylko złota mniej na ścianach


W ogóle jakiś skromniejszy ten kościół



Ściana z witraży naprawdę ładna


Tutaj nie chodzą wokół ławek po 3 razy, tylko mają koszyk na kijaszku :)


Konfesjonał zalatuje wucetem

Kościół ogólnie ładny, wiadomo, że nie taki jak w Polsce. Skromny, dwujęzyczny. Dobry na święta. Myślę, że nie odprawiają tu takich cyrków jak w amerykańskim. Robią polską szopkę, byle rządzący nie zechcieli wpaść na Wigilię. Myślicie, że robią wigilię dla ubogich, samotnych i wyrzutków społecznych jak Stevie Wonder na krakowskim rynku? Nie pogardziłabym darmowym karpikiem. 

Jedna mnie tylko zastanawia rzecz. Od kiedy matrioszka jest polska? Ja rozumiem, że na obczyźnie zapomina się język ojczysty i takie tam, ale żeby ruską babkę za polską sprzedawać?!






You Might Also Like

0 komentarze