Moje "wielkie" amerykańskie wesele

02:00

 Czołem z nowego stanu...cywilnego :)


Dnia 21 sierpnia przeklętego roku pańskiego 2020 udało się zrealizować cel mojej wizy - wzięliśmy ślub! Skoro oficjalnie jesteśmy już mężem i żoną to mogę spać spokojnie. Nikt mnie już stąd nie wyrzuci ani łatwo nie deportuje. Słwietna korona również już nas nie rozdzieli :)


Nasz ślub sam w sobie zorganizowany został na wariackich papierach, jak całe nasze życie ostatnimi czasy. Zresztą tego się spodziewał chyba każdy, kto śledzi nasze losy. W poniedziałek znaleźliśmy miejsce z wolną datą na piątek i reszta poszła już szybko. Dosłownie szybko, bo pani, która udzieliła nam ślubu działała jak maszyna. 

Jak wyglądają śluby w USA?

Powinnam pewnie zacząć od opisania, jak wyglądają amerykańskie śluby zazwyczaj. USA, w przeciwieństwie do Polski, jest krajem wielu kultur i religii, zatem "tradycyjny ślub", jaki znamy, nie wygląda tutaj tak samo. A dokładniej mówiąc, nie każdy odbywa się w kościele.  Powszechną formą są ceremonie cywilne udzielane przez osoby ze specjalną licencją lub zawierane w sądach. 

Aby uzyskać uprawnienia do udzielania ślubu, wystarczy przejść odpowiedni kurs i uzyskać certyfikat obowiązujący w konkretnym stanie. Przystąpić do takiego szkolenia mogą wszyscy, stąd powszechne są śluby udzielne przez znajomych czy rodzinę np. na plaży, w parkach a nawet w przydomowych ogródkach. W przeciwieństwie do Polski, nie wymaga się uczestnictwa urzędnika państwowego, co znacznie ułatwia sprawę. Śluby kościelne odbywają się również, ale dotyczą jedynie ludzi religijnych. Nie ma tutaj społecznego przymusu pt " A co ludzie powiedzą. Jak to tak nie w kościele".

Wracając do meritum. Aby wziąć ślub w USA należy o niego wcześniej zawnioskować. Wniosek składa się w sądzie. Taka ciekawostka, w USA nie ma urzędu stanu cywilnego. Każdy stan rządzi się swoim prawem i zasadami, zatem istotnym jest określenie swoich potrzeb ślubnych na samym początku. Wniosek składa się bowiem w miejscu, gdzie się owy ślub będzie brało, a nie w miejscowości, gdzie się mieszka. Zasada ta dotyczy również osoby udzielającej ślubu, ponieważ licencje są również wydawane na określony obszar. 

Ślub w czasach koronawirusa

Jak wiecie, moja wiza narzeczeńska pozwala mi przebywać w USA legalnie przez 90 dni, w trakcie których musi zostać zawarty związek małżeński. Genralnie jest to dość dużo czasu by wszystko zorganizować, jeśli akurat nie panuje globalna pandemia koronawirusa :). Amerykańskie wesela trwają znacznie krócej niż polskie (max 5h), są mniej okazałe i wystawne, ale droższe. 

My w zasadzie nigdy nie planowaliśmy wielkiego wesela, czy to tu w Stanach, czy w Polsce. Z prostych przyczyn, jest to ogromny wydatek, a w naszym  przypadku również spory problem logistyczny. Jednak marzyła się nam prosta ceremonia na plaży, wraz z najbliższą rodziną. Wirus niestety pokrzyżował nam plany, uniemożliwiając zawarcie związku małżeńskiego nawet w sądzie. W stanie Pensylwania wszystkie biura i urzędy są wciąż zamknięte, co się da to załatwia się zdalnie. Jeśli sprawa wymaga osobistej interakcji, umawia się spotkanie i czeka niekiedy nawet i miesiące ( w chwili obecnej w Filadelfii oczekiwanie na złożenie wniosku o ślub to dwa i pół miesiąca).

Na nasze szczęście, hrabstwo Bucks (odpowiednik naszego powiatu), w którym mieszkamy,  postanowiło ułatwić ludziom życie i organizuje spotkania online.  Najpierw musieliśmy wypełnić wniosek w Internecie, następnie zapisać się na wizytę  w sądzie poprzez aplikację zoom. Mieliśmy do wyboru dwie opcje: ceremonia tradycyjna, podczas której ślubu udziela nam uprawniona do tego osoba ( nie wymaga się obecności żadnych osób trzecich, świadków, drużb itp a nawet samej ceremonii, wystarczy sam podpis), lub opcję samozaślubin, gdzie sami w towarzystwie dwóch świadków podpisujemy akt ślubu. W całym tym cyrku chcieliśmy mieć choć odrobinę normalności i zdecydowaliśmy się na opcję nr 1. Do zawarcia ślubu potrzebowaliśmy numeru SSN (odpowiednik pesel) i rządowego dokumentu tożsamości. Co ciekawe, mogłam wziąć ślub na podstawie polskiego dowodu osobistego Nie mogę na nim wejść do baru, ale ślub bez problemu.  Dziwny ten kraj....

Na zoomowe spotkanie czekaliśmy około dwóch tygodni, co w porównaniu z hrabstwem Filadelfii  jest dość krótkim czasem oczekiwania. Podczas owego meetingu pani urzędnik (sędzia?) zapytała nas o kilka podstawowych rzeczy jak np. czy nie jesteśmy spokrewnieni, pijani bądź zmuszani do zawarcia związku małżeńskiego. Skoro odpowiedzi były odpowiednie, dostaliśmy zielone światło. Musieliśmy podpisać wniosek tak, by było to widać w kamerze i odesłać pocztą do sądu. Po około tygodniu otrzymaliśmy tzw licencję małżeńską, na podstawie której mogliśmy się pobrać. Z ciekawostek dorzucę jeszcze, że w normalnych okolicznościach należy odczekać 72h od otrzymania licencji, aby była ona ważna. Z racji, iż nasza szła pocztą kilka dni to mogliśmy się żenić od razu. I poniekąd tak się stało.

Huston mamy problem. Kto nam udzieli ślubu? 

Pani sędzia podczas zoomowego spotkania doradziła nam, iż najszybszą i najtańszą drogą do zawarcia ślubu jest zrobienie tego w urzędzie u burmistrza. Z racji korony nie ma takiej możliwości w sądzie, więc zaczęliśmy dzwonić po burmistrzach miejscowości najbliżej położonych. Oczywiście żaden w naszej okolicy nie pracuje w biurze, wszyscy z domu.

Zaczęliśmy więc szukać najemnika. W Internecie jest sporo ogłoszeń, ceny zaczynają się mniej więcej od 300$. Jednak jak wybrać właściwą osobę? Zaczęliśmy żałować, że nie wybraliśmy opcji nr 2 z samozaślubinami. Jednak wisząca biała kiecka, którą upolowałam na Zalando podczas czarnego piątku, nie pozwalała nam wątpić. Z pomocą przyszedł Facebook. Liczyłam na znalezienie grupy ślubnej Filadelfia i polecenia kogoś, kto mieszka blisko i może nam udzielić tego ślubu, gdzieś w parku czy innych krzakach. Trafiłam na coś zupełnie innego, co okazało się znacznie łatwiejszym rozwiązaniem. Znalazłam pałac ślubów. Jak teraz o tym myślę, to takie oczywiste, że takie miejsca istnieją. Jednak googlując frazy "gdzie można wziąć ślub w Filadelfii" wyskakiwały mi same drogie nowoczesne stodoły i sale balowe.

Jako rezydenci stanu Pensylwania, mogliśmy wziać ślub na terenie całego stanu, bez względu na to, gdzie aplikowaliśmy o zgodę, więc nie było problemu z rezerwacją miejsca właśnie w filadelfijskiej kaplicy ślubnej (tłumaczenie dosłowne). Jedynym wolnym terminem był piątek o 11, późniejsze były dopiero w połowie września, a nas czas gonił. Zdecydowaliśmy sie w zasadzie w momencie, kiedy pan w wypożyczalni garniturów zapytał, na kiedy potrzebujemy owego ubrania. Jednen klik, 250$ i sprawa załatwiona. 

Ślub w stylu Vegas w samym sercu Filadelfii

Dopiero po zabokowaniu daty zaczęliśmy googlować, gdzie to i co to. Oczywiście owa kaplica znajduje się w centrum miasta od strony nieco mniej ciekawej, nazywanej słodko gettem. Jednak opinie były same pięciogwiazdkowe a i samo miejsce nie było takie złe. W stylu Vegas, w sam raz na szybki ślub. Fakt, że musieliśmy przebić się przez całe miasto, nie pozwolił nam się wyspać, więc stanęliśmy na ślubnym kobiercu ziewając i z pełnym pęcherzem ( w związku z koroną wiele miejsc nie udostępnia toalet). Cała ceremonia była szybka i zwariowana oczywiście. Najpierw musieliśmy zdecydować czy podchodzimy do "ołtarza" razem, czy osobno. Jako, że to był nasz pierwszy ślub to trochę nie wiedzieliśmy jak się zachować. Zamaskowani jak ninja, zaczęliśmy stąpać w rytm piosenki Perfect Eda Sheerana ( nutka była w cenie imprezy haha) i stanęliśmy przed panią zaślubującą w wydzielonej sznurkiem strefie. Wówczas to pani nam powiedziała, że możemy ściągnąć maski, jak się nie boimy sami siebie. Szkoda, że zrobiliśmy ten przemarsz z maską, ale przynajmniej będzie oryginalne zdjęcie do albumu.



Cała ceremonia była szybka. Pani prawiła słowa piękne choć tak automatycznie, że ciężko mi się było połapać, co mówi. Nadeszła chwila przysięgi. Zwyczaj amerykański pozwala na wymyślenie swojej własnej. Zawsze uważałam, że czytanie zestresowany głosem z kartki podczas ślubu to trochę wiocha, tym bardziej nie będąc osobą mówiącą biegle po angielsku, więc jak tylko pani powiedziała, że możemy powtórzyć za nią tradycyjną przysięgę serce me się rozradowało. Do chwili jak przyszło mi te słowa powtórzyć. Nie zrozumiałam wszystkiego, ani tego co mówiła pani zaślubniczka, ani mój jeszcze wtedy nie mąż, więc zmyśliłam sobie słowa przypominające to, co powiedzieli oni. Ślub został uznany za ważny więc chyba nie miało to większego znaczenia. Po przysięgach wymieniliśmy pierścionki, co nie było łatwe, zważywszy na moje serdelkowate palce i trzęsące się nasze dłonie. Ale poszło. Po pięciu minutach byliśmy oficjalnie mężem i żoną!



Na ceremonię mogliśmy zabrać ze sobą tylko dwie osoby, padło na mamę i siostrę Alexa, pełniące rolę fotografów, których nie zdążyliśmy ogarnąć. Moja rodzina oglądała nas na messengerze, co w sumie też nie poszło jak powinno, bo w USA para stoi odwrotnie przy "ołtarzu" więc widzieli tylko pana młodego. Z ciekawostek, obrączki też nosimy odwrotnie, na lewej ręce. 


Choć ślub ten był daleki od ideału był najszczęśliwszym dniem w naszym życiu. Dniem, na który czekaliśmy tak długo i który stał pod wieloma znakami zapytania. Udało się mimo wszelkich przeciwności losu, co dodaje nam tylko skrzydeł i pozwala optymistycznie patrzeć na przyszłość. Patrząc na moje cygańskie życie to chyba inny ślub nie miałby sensu. Nie lubię się stroić, od mejkapu swędzi mnie twarz, włosy mam niemrawe. I taką właśnie pokochał mnie Alex. Sam wybrał mi kwiatki w sklepie spożywczym, czyniąc ten dzień takim w naszym, luźnym, cygańskim stylu.:D Może kiedyś uda nam się odnowić przysięgę na plaży w nieco poważniejszym tonie, jak na dorosłych ludzi przystało. :D

Z ciekawostek to wciąz oficjalnie mam swoje stare nazwisko. Sam fakt wzięcia ślubu nie ułatwia mi drogi do jego zmiany. Muszę dopiero o nią zawnioskować, co jest tak jakby niemożliwe, bo urzędy zamknięte. Zatem oficjalnie poczekam na zmianę wraz z oczekiwaniem na wszelkie inne pozwolenia w procesie uzyskiwania legalizacji mojego pobytu na stałe. Czemże byłoby moje życie, jakby coś było w nim nieskomplikowane?:D



You Might Also Like

0 komentarze