Kanion Antylopy

01:50

W sumie przy Kanionie Antylopy słowa są chyba zbędne. Miejsce to jest tak obłędnie piękne i dziwne, że wystarczyłyby same zdjęcia. Jednak nie byłabym sobą gdybym nie rozpisała się o każdym aspekcie tego punktu podróży, więc do dzieła.


Kanion Antylopy składa się z trzech części - Lower, Upper i tej trzeciej (nazwy nie pamiętam), do której dotrzeć można jedynie łodzią. Przepytawszy doświadczonych podróżników, sprawdziwszy ceny i możliwości załatwienia tej atrakcji w jeden z dzień z Doliną Monumentów, zdecydowałam się na opcję Lower Antelope. Koszt tej przyjemności to 25$ plus 8$ (płatnych w gotówce) za wstęp na ziemię Navajo. Była to najtańsza z trzech opcji, a zarazem najrzadziej odwiedzana. Mimo iż najlepsze widoki uzyskuje się podobno w południe, kiedy to słupy światła słonecznego wpadają przez szczeliny kanionu i tworzą niesamowite widowisko, zdecydowałam się na ostatnią wycieczkę o godzinie 16. Po pierwsze Kanion Antylopy leży pośrodku każdej innej atrakcji, zatem ciężko byłoby połączyć jego zwiedzanie z czymś innym, tak by zaoszczędzić czas i dotrzeć na miejsce w samo południe. Po drugie cena- za zwiedzanie w tę najlepszą część dnia płaci się więcej. Po trzecie- ludzie. Skoro najpiękniejsze widoki można obserwować w południe to wiadomo, że najwięcej ludzi będzie tam właśnie wtedy. Nam się udało. I pogoda była wyborna i turystów mało.



Do kanionu nie można wejść samemu sobie. Zwiedzanie odbywa się tylko w zorganizowanych grupach wycieczkowych, które kupić można w kilku firmach indiańskich. Turystów dzieli się na grupki i przydziela lokalnego przewodnika. Nam trafił się młodzieniec w moim wieku, całkiem sympatyczny i zabawny. Znał się lepiej na moim telefonie niż ja. To Ci Navajo, niby w wiosce mieszka a obcykany ze wszystkim. Może aż za bardzo. Nie wiem, czy za dużo zioła pali czy głupota turystów zmusza go do żarcików, ale czasem opowiadał jak nawiedzony. Zwłaszcza o odciskach stóp dinozaurów... jak myślicie, bujał czy to prawdziwe ślady t-rexa? 




Aby zwiedzić Dolny Kanion Antylopy należy zejść po stromych schodach i drabinkach pod ziemię. Miejsce samo w sobie straszne nie jest, jednak fakt iż przy większych deszczach momentalnie wypełnia się wodą sprawia, że gęsia skórka może wyskoczyć. A to za sprawą krótkiego szkolenia i historii kilku grup, które przypłaciły wycieczkę życiem. Opowieści straszne, jednak ich celem jest uświadomienie, jakimi siłami drzemie matka natura i jak mały jest wobec nich człowiek. Przyznam, że z głupa zapytałam, czy ktoś umarł, bo wcale nie zdawałam sobie sprawy, że spacer po tym kanionie może być faktycznie niebezpieczny. Na nasze szczęscie deszczu nie było, więc po zapoznaniu się z procesem natychmiastowej wspinaczki w razie powodzi, ruszyliśmy przed siebie, obejrzeć jeden z najpiękniejszych cudów świata. Zdjęcia wykonywałam w trybie normalnym i chroniczym, co pozowliło uwydatnić kolor skał. Na żywo wyglądają one zjawiskowo!





Poruszanie się po Kanionie nie jest trudne. Choć czasami trzeba przeciskać się przez wąskie szczeliny i patrzeć pod nogi. Nie wymaga to specjalnych zdolności wspinaczkowo- trekkingowych, sprzętu czy nawet obuwia. Polecam jednak jakieś konkretne buty , w stylu adidasek czy trampek z porządną podeszwą, bo skały są śliskie i pokryte pomarańczowym piaskiem. Sandały czy też klapki z białą skarpetą pewnie przeszłby nie raz, jednak szanujący się Janusz raczej nie chadza z upitolonymi skarpetami. Poza tym wchodzenie i schodzenie po drabinkach raczej też wymaga lepszego obuwia. Co ciekawe, podczas schodzenia do kanionu zabronione jest wykonywanie zdjęć- wszystko ze względów bezpieczeństwa, bowiem schody są naprawdę strome. Poza tym, z ciekawostek, filmowanie na terenie Kanionu jest zabronione całkowicie. Dopuszczalny jest snapchat.




Cała wycieczka trwała chyba 50 minut. Może więcej, bo zatrzymywaliśmy się do zdjęcia non stop. Lokalny przewodnik to bardzo fajna sprawa. Ludzie Ci są naprawdę obeznani w terenie czy historii, więc gadka z nimi jest niezmiernie ciekawa. Jedyne, o czym trzeba pamiętać to napiwek! Tak, przewodnika też się docenia zielonymi. 


Kolejna z  ciekawostek, ściany kanionu zostały uformowane przez wodę lata temu. Ich pomarańczowo- grejpfrutowy kolor gdzieniegdzie napotyka złotawe nacieki. Skały przybrały różne kształty. Jeśli wierzyć naszemu przeowdnikowi, można wśród nich dopatrzeć się Pokahntaz, demona, dementora a nawet procesu powstania pierwszych ludzi. Czego by nie przypominały wyglądają nieziemsko. 



















Kanion Antylopy zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Przypomniał mi film 127 godzin, który nagrywano w podobnej scenerii na terenie Moab, w Utah. Cieszę się jednak, iż nie zdecydowałam się na Upper Antelope, które kosztuje 48$. Widoki ponoć te same. Wiadomo, że warto zobaczyć, ale po co przepłacać. Tak sobie myślę, że Antylopa była chyba najlepszym miejscem, jakie zobaczyłam podczas tej wyprawy. Miejscem, które faktycznie sprawiło, że rozdziabiłam usta z wrażenia. To coś, tak zupełnie magicznego i innego od znanych mi krajobrazów, że ciężko o tym zapomnieć.





Kanion znajduje się w pobliżu jeziora Powell, którego okolica jest równie bajeczna. To właśnie tam, w miasteczku Page, po raz pierwszy w życiu obserwowałam zachód słońca przy padającym deszczu. Magia! Albo szaman. 


Na samo jezioro nie starczyło nam już czasu, może następnym razem. Tymczasem powoli żegnamy się z Dzikim Zachodem i jedziemy do Yosemite, zahaczając po drodze o Horseshoe Bend.

You Might Also Like

0 komentarze