18naście

02:20

Tak, właśnie przedwczoraj minęła osiemnasta miesięcznica mego przyjazdu do Nowego Świata. Wydaje mi się jakbym przyjechała tutaj lata temu. Prawie nie pamiętam już początków. Przestałam rozpamiętywać przeszłość i martwić się o przyszłość i wiecie co? Żyje mi się naprawdę dobrze. Chyba ten amerykański optymizm i dostrzeganie nawet najmniejszych sukcesów mają na mnie całkiem dobry wpływ. Dziś jednak pozwolę sobie na małe wspominki, wszak półtora roku to kawał czasu. 

Czerwiec 

Wydawałoby się, że będzie to najtrudniejszy czas, a jednak taki się nie okazał. Szkoła treningowa była specyficzna, ale sam fakt spoglądania na Nowy Jork ze szczytu Rockefelera sprawił, że wspominam ten czas całkiem dobrze. Podobnie początki z moją rodziną goszczącą. Ciepłe przyjęcie, piękne miasto, urocze i łatwe w obsłudze dziecię.




Lipiec

Pierwsze zwiedzanie i poznawanie amerykańskiej kultury. Pierwsze znajomości, pierwsze kąpiele w oceanie. 



Sierpień

Pierwszy roadtrip przez Pensylwanię. Wizyta u Amiszów. Pierwszy koncert Coldplay na żywo. 



Wrzesień

Pierwszy dzień szkoły z robaczkiem. Drugi samodzielny roadtrip nad Niagarę, podczas którego odkryłam, że w sumie to lubię jeździć autem, nawet spędzając za kierownicą 7h z rzędu. Wrzesień to też pierwszy amerykański festiwal.



Październik

Pierwsze Halloween! Pierwszy festiwal Pottera w naszym Chestnut. No i pierwsza, piękna, amerykańska jesień.





Listopad

Chyba najbardziej obfity we wrażenia. Najpierw pierwszy mecz futbolu amerykańskiego (wygrany przez naszą drużynę!), potem tydzień na Karaibach. I w końcu 25 urodziny z tortem od robaczka.





Grudzień

Pierwsze wakacje w wyczekiwanej Luizjanie. Pierwsze amerykańskie święta i niesamowity zimowy Nowy Jork. Grudzień był też najcięższym okresem w czasie całego pobytu tutaj. Amerykańskie święta nijak mają się do polskich, więc była zamuła konkretna.





Styczeń

Zimny styczeń skończył się całkiem pięknie, w słonecznym Miami. Jedna z najlepszych wycieczek. Najpiękniejsze amerykańskie miasto w jakim do tej pory byłam. 





Luty

Pierwszy kontakt z amerykańskim koledżem. Czwarte urodziny mego małego przyjaciela. Ostatnie szalone chwile z moją wierną towarzyszką głupoty. Tak, luty zapowiadał się kijowo. Bardzo kijowo, aż zupełnie przypadkiem spotkałam pewnego dobrego człowieka, który moją deprechę zamienił w prawdziwy i szczery uśmiech. 




Marzec

Obejrzałam chyba wszystkie filmy, jakie tylko wyświetlali w kinach. Wynudziłam się w szkole i zaczęłam planować podróż po zachodzie. No i zjadłam polską kiełbę po raz pierwszy od wyjazdu z Polski.




Kwiecień

Z zimnej Filadelfii przeniosłam się do Hogwartu! I znowu byłam na Florydzie. Mieliśmy z robaczkiem chyba jedne z najlepszych wakacji.



Maj

To był maj pachniała Saska Kępa! Pachniała różnorodnie, bowiem to właśnie w maju pojechałam na wakacje życia. 4000 mil przez cztery różne Stany na Zachodzie. Coś pięknego. Nieważne, co się działo, co zobaczone to moje. Maj to również koniec szkoły.






Czerwiec

Rocznica z rodziną małego T. Polało się wino i było miło. A później były cudowne wakacje w Kalifornii. Tak, to były chyba nasze najlepsze wakacje. Czerwiec to też pierwszy w życiu wypadek samochodowy.




Lipiec

Zdałam amerykańskie prawo jazdy. W moje okolice zawitała w końcu polska duszyczka. Więcej grzechów nie pamiętam.



Sierpień

Polska, Polska, Polska. Chyba nic więcej nie miało wówczas znaczenia.



Wrzesień

Kolejny już pierwszy dzień szkoły dla robaczka. I dla mnie również. Pierwsze, prawdziwe zajęcia w koledżu. Pierwszy kamping w amerykańskim lesie i wspinaczka wzdłuż wodospadów. No i pierwsze zbieranie jabłek.




Październik

Pierwsze, prawdziwe chodzenie po domach podczas Halloween i zbieranie słodyczy. Kolejne przebierane Halloween. Kolejny festiwal Pottera i pierwsze party na rooftopie. No i instagramowy deser nowojorski.



Listopad

Pierwszy Czarny Piątek. Utracony ząb. 26 rok życia skończony.



Grudzień

Koniec szkoły dla nas oboje. Przygotowanie do świąt. I kupiony bilet na luty w pewne piękne, ciepłe, magiczne miejsce. 




18naście miesięcy minęło. Przybyło mi nie tylko kilogramów (niestety zbyt wiele) ale także wrażeń, doświadczeń, wspomnień i ludzi wokół. Co się wydarzy w najbliższym czasie? Mam nadzieję spędzić cudowne święta, kontynuować naukę i cieszyć się każdą chwilą u boku mojego A. A wam moi drodzy wierni czytelnicy życzę wesołych świąt! Cieszcie się każdym zjedzonym pierogiem, każdym żałosnym połamanym opłatkiem i małą chwilą sprawiającą radość.
Czołem!






You Might Also Like

0 komentarze