Z drogi śledzie bo Czoło jedzie!

18:11

Dziś będzie opowiastka o tym, co przerażało mnie najbardziej przed wyjazdem, czyli o jeżdżeniu autem po Ameryce. Powodów do obaw miałam mnóstwo, na szczęście większość z nich okazała się błaha. Po czterech miesiącach jazdy po USA zaczęłam nawet rozważać zostanie kierowcą ubera. Ale po kolei, bo nie wszystko jest takie cacy.

Samochód
Obcy, czyjś, duży, amerykański, drogi, w dodatku w automacie. Mając za ojca mojego tatę i za barata mojego brata nie można czuć się dobrym kierowcą. Jeszcze jak dochodzi do tego moja mama kwitująca każdą ryskę na lakierze czy obsraną przez muchę szybę, tekstem no może nie powinnaś jeździć, tym bardziej nie można się czuć zbyt pewnie za kierownicą. Niestety taki był wymóg programu. Chcąc nie chcąc musiałam wsiąść do jeepa i ruszyć w siną dal. 

Ruszyć. Ano. Żeby to takie łatwe było. Nie ma sprzęgła, masz o jedną nogę za dużo i nie wiesz kompletnie, co zrobić z prawą ręką. A do tego nie używa się ręcznego! Olaboga! Pomijam rozmiar i kształt samochodu. Ale jakoś poszło. Po pierwszej jeździe nikt nie umarł, nie dostał zawału i w ogóle wyszło cacy. Przy drugiej nie zdążyłam wyjechać za teren ogródka, gdy wyplułam z siebie pierwszy raz amerykańskie przekleństwo. Host miał pewnie całe życie przed oczami. Ja rozmkminiałam, czemu nie powiedziałam polskiego qrwa tylko jakieś amerykańskie szit? Ale mniejsza o to. Wszystko wina braku sprzęgła. Ale dałam radę. Hości obdarzyli mnie mega zaufaniem. Polecili jechać na wycieczkę i się zgubić. Tak też uczyniłam, co pomogło nabrać mi pewności za kółkiem. Teraz jazda samochodem jest moją ulubioną aktywnością życiową, zaraz po jedzeniu i spaniu. Nabiłam im już 1000 mil na liczniku i zastanawiam się, jak im powiedzieć, że sorry ale ja ten samochód to sobie wezmę do Polszy. Choć w startowaniu pod górkę nie daje rady mojej fordzince.

Kodeks drogowy
Otworzyłam 3 razy i zamknęłam jeszcze szybciej. Nie czaję tego i pewnie nie zaczaję. Kiedyś nastąpi ten dzień, że będę musiała przystąpić do egzaminu na prawko. Po przygodzie z polskim egzaminem mam traumę na całe życie. Nie, dziekuję. Chyba wolę zgrywać głupią blondi albo wrócić do Polszy. Na dodatek nie ma tutaj szkoły jazdy, która wytłumaczy mi te zasady. Co najwyżej nauczą mnie jeździć. Serio? Sorry, ale Amerykanie to powinni sami wziąć lekcje a nie uczyć innych. 

Znaki 
Skoro o kodeksie mowa czas przedstawić wam kilka znaków. Jak wyjeżdżałam i wymieniałam tę kwestię jako jeden z powodów do obaw, byłam wyśmiewana, że przecież znaki są wszędzie takie same. NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Amerykanie, uważani za głupich i leniwych, mają swoje znaki. W większości są to opisy dozwolonych lub zabronionych czynności. Kilka było dla mnie nowych, kilka nadal nie rozumiem do końca, a większości nie dostrzegam- są pochowane w krzakach. Tak jak w Myślenicach na każdym kłopotliwym skrzyżowaniu buduje się rondo, tak w Ameryce stawia się stopy. Nie ma znaków łamanego pierszeństwa. Czeka się ładnych parę minut aż kierowca bądź kierownica zdecyduje się na włączenie do ruchu. Warunek jest jeden- droga musi być pusta. Zasada ta nie dotyczy tirów. One się pchają gdzie popadnie, nie zwracając uwagi ile osób mogą życia pozbawić. 


Czyli zatrzymują się wszyscy. Startujemy według kolejności przyjazdu. Kiedy to nie jest jasne, obowiązuje zasada prawej ręki. Teoretycznie. W praktyce jedzie ten kto ma większy wóz. Zresztą zasada prawej ręki jest obca Amerykanom - tutaj najpierw skręca się w lewo, potem w prawo. W lewo z prawego pasa i w prawo z lewego.


Mój ulubiony. Zwłaszcza jak jestem na nowej drodze. Najpierw muszę spojrzeć, która to godzina, potem zastanowić się czy jest AM czy PM i ewentualnie ruszyć. Zazwyczaj mam to w czterch literach, jak pozostali użytkownicy drogi, gdyż dostrzegam to za późno.


Kolejne cudeńko, do którego polskie dziewcze nie było zupełnie przywyczajone i wciąż nie do końca wie, czy dobrze robi. Ale problem też mają miejscowi, więc wydaje się, że jest w porząsiu. Zakaz skrętu na czerwonym, czyli rzecz totalnie dla nas normalna. No przecież nikt nie jeździ na czerwonym. Otóż nic bardziej mylnego. W USA się jeździ, jak nie ma tego znaku. Z jednej strony super ułatwienie, bo nie czeka się na zielone, kiedy droga pusta. Z drugiej jednak jest to cholernie niebezpieczne z punktu widzenia pieszego. Czasem znak jest tak odwrócony, że nie dokońca wiadomo, kogo dotyczy. Mimo iż samochód powinien się zatrzymać i sprawdzić, czy może skręcić, mało kto to robi. Już nie raz bliscy byliśmy z małym T. spotkania z Bozią przez taki znak bieżąc przez pasy na drugą stronę jezdni.


Dobra, to żadna nowość, tylko kolor inny. I zachowanie kierowców. W USA znaczy przyspiesz jak najbardziej możesz. Albo wciskaj się na chama. Pas szeroki zmieścimy się. Zwłaszcza na autostradzie przy 70M/H!




Tutaj przykład opisówki, bo przecież znaki znane na całym świecie są za trudne:)

Żółte światło
Czyli znak, że należy zwolnić i się zatrzymać, bo zaraz będzie czerwone. W USA znaczy: jedź, masz jeszcze czas. Zresztą tutaj wszystkie 3 kolory znaczą, że można jechać:
zielony- jedź swoim tempem
żółty- lekko przypiesz
czerwony- bardzo przyspiesz
Tak oto w pierwszych tygodniach wojaży byłam strąbiona co 2 metry, bo stałam na żołtym. LOL.

Amerykańscy kierowcy
To przypadki ciężkie. Trochę jak KMY, KWI, KLI, KNS, KNT, WI, KRA, KR, RZ, KPR na jednej ulicy razem wzięte. Albo myśleniccy busiarze. A do tego ja, córka busiarza. JEDEN WIELKI KOSMOS. Ale wracając do Jankesów, za nic mają przepisy, linie ciągłe i w ogóle jakieś linie. Pasy są tu niesamowicie szerokie żeby wszystkie te ich trucki się pomieściły, ale oni i tak mają linię między kołami. Chyba dlatego autostrady mają po kilka pasów, bo w zasadzie jedzie się dwoma. Czasem strach jechać obok, bo nigdy nie wiadomo czy poruszanie się krokiem odstawno dostawnym jest spowodowane brakiem koncentracji czy upojenia alkoholowego. O kierunkowskazach mało kto tutaj słyszał. O ustępowaniu miejsca samochodom włączającym się do ruchu nikt. A na dodatek prawo pozwala jeździć młodocianym bez uprawnień w ramach szkolenia, jak na siedzeniu obok siedzi ktoś z prawkiem i ma powyżej 21 lat. Strach się bać. Oczy dookoła głowy to za mało.

Pieszy
Nie ma raczej żadnych praw. Jestem chyba jedną z niewielu, która zatrzymuje się na pasach. A jakie za to ukłony lecą! Jednak jako pieszy odnajduję się tu świetnie, zwłaszcza w Nowym Jorku, bo wchodzi się na ulicę gdzie popadnie, bez większej uwagi. Żyć nie umierać, dosłownie.

Co mnie jeszcze boli?
-limity prędkości- średnio o 10- 15km/h mniejsze niż u nas 
-nie wyprzedza się na zwykłej drodze, nawet jak ktoś wolno jedzie, wszyscy muszą się dostosować
-wyprzedzanie prawą stroną przy lewoskręcie- w większości jest to dobra rzecz, ale czasem bywa niebezpiecznie
-jazda poboczem
-syf na drodze- opony, zdechłe zwierzęta, śmieci, które leżą odłogiem i czekają aż ktoś się ruszy je sprzątnąć. I nie mówię o poboczu, a o pasach ruchu!
-dziurawe drogi, ale to jak w Polsce, może nawet gorzej
-w wielu miejscach nie ma zasięgu, więc łatwo się zgubić bez gpsa satelitarnego,a oznakowanie dróg jest hm...dziwne.
-korki na autostradach - stoi się zawsze, czy to deszcz czy słońce, czasem nawet nocą
-stacje/ jadłodajnie przy autostradzie- czasem trzeba zjechać z trasy gdzieś w krzaki i błądzić aż się znajdzie miejsce docelowe
-przeważają parkingi równoległe, moja odwieczna zmora

Co jest na plus?
-automatyczna skrzynia biegów
-autostrady, którymi dojechać można prawie wszędzie, a jak nie nimi to ekspresówkami i drogami szybkiego ruchu
-względnie tanie paliwo, zależy od stanu. Najwięcej widziałam 3,15$ w NYC za galon. Zależy gdzie, ile i kto tankuje. Mi wychodzi od 25-30$za bak. Zdecydowanie najtaniej jest w New Jersey, dlatego większość Filadelfijczyków tam tankuje.
-szerokie ulice
-nie trzeba używać świateł w dzień
-można zmienić pas w każdej chwili, nikt nie klnie, czasem trąbnie, przekraczać linie ciągłe i podwójne ciągłe
-pobocza są tak szerokie, że jak się człowiek zmęczy jazdą, to może sobie drzemkę uciąć/ zrobić piknik albo selfie z drogi (naprawdę to robią)
-ezz pasy, czyli jak nasze viatolle z podpiętą doń kartą kredytową, nie trzeba się zatrzymywać na bramkach, tylko się sunie osobnym pasem. Taki ezzpass może mieć każdy. Przejazdy są w rożnych cenach, raczej nie więcej niż 10$. Chyba, że wjedżdża się przez tunel Lincolna na Manhattan- 15$. Ezzpass można też doładować online. Występują na Wschodnim Wybrzeżu, w innych częściach kraju mają inne nazwy. 
-widoki!!! Amerykańskie autostrady są idealne na road tripy! 


A teraz z przymróżeniem oka, to co łączy mnie z Amerykanami.Bo jak nie wiadomo, gdzie jadą, to jadą jeść. Przy okazji kilka obrazków z Filadelfijskich okolic.



You Might Also Like

0 komentarze