Park Narodowy Yosemite

17:52

Położony na zachodnich zboczach gór Sierra Nevada, Park Narodowy Yosmemite jest chyba jednym z najpiękniejszych miejsc w Kalifornii. No przynajmniej dla mnie. Choć spędziłam tam tylko jeden dzień, zdążyłam zobaczyć co nie co, przejść się kawałek i mówię: chcę jeszcze raz.


Park przypomina nieco nasze Tatry. A wszystko przez występującą tu roślinność typu alpejskiego. Może to dlatego tak bardzo chciałam tam pojechać, żeby poczuć się trochę jak w domu. Jednak Tarty przypomina trochę z pozoru, bowiem gdy tylko wjedzie się do Doliny Yosemite wrażenie podobieństwa zanika. Witają nas ogromne masywy skalne i przepiękne wodospady opadajace z wysokości kilkuset metrów. 


W załącznym filmie usiłowałam nagrać tak zwany tunel view, czyli moment kiedy wyjeżdża się z dość długiego i ciemnego tunelu i przed oczyma otrzymuje się niesamowity widok. Jakość niestety nie powala, ale jakiś przedsmak macie. 

















Po drodze można zatrzymać się w wielu punktach widokowych, czy to przy tunel view czy dalej, przy wodospadzie Bridalveil. Wodospad jak wodospad nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, wszak widziałam już Niagarę. Jednak cała oprawa prezentuje się niesamowicie. Zwłaszcza, że w tym roku w Yosemite spadło bardzo dużo śniegu, więc wody było również od groma. Mnie najbardzej zauroczyła wszechobecna tęcza, a zwłaszcza moment przejścia przez nią. Garnca złota nie znalazłam, ale kilka kropel spadło mi na łeb.






Choć pierwotnie zakładałam konkretną wędrówkę po górach, niestety nie udało mi się jej zrealizować. Po pierwsze niektóre szlaki były jeszcze zamknięte ( Glacier Point), po drugie po 13h jazdy samochodem to zdecydowanie za dużo, zmęczenie po prostu nie pozwoliłoby na zbyt wiele. Zatem ani Mist Trail ani Panorama Trail nie były mi dane. Jednak nie mogłam opuścić tego parku bez wędrówki, więc zdecydowaliśmy się na spacer szlakiem do Mirror Lake. Dla mnie spacer, dla innych niezły hiking. Drepcząc tymi ścieżynkami zatęskniłam za górami, za wspinaczą, za sapaniem pod górę i wleczeniem się za grupą. 






Trasa biegnie spokojną ścieżką bez większych utrudnień, jednak trochę się trzeba było nagłowić by znaleźć szlak. Słabe oznakowanie jak w każdym innym parku bym rzekła. Owszem podali odległości, ale czasu potrzebnego na przejście już nie. A szkoda, bo to zawsze jakaś podpowiedź. Dobrze, że w centrum turysty pracował życzliwy strażnik parkowy, który objaśnił mi co i jak. 





W sumie nie wiem, ile czasu zajął nam ten spacer. Do jeziora dotarliśmy w miarę szybko, droga powrotna trochę się nam dłużyła, ze względu na remonty i pozamykane szlaki. Ponadto pełno było wody! Topniejący śnieg sprawił, że miejscowa rzeka Merced dosłownie zalała okolicę. W zasadzie wodospady były wszędzie. Niejednokrotnie rozlewając się na szlaku. Cóż, buty trzeba było zmoczyć. Możecie sobie wyobrazić jak wspaniałe uczucie to było, wejść do tej przejrzystej, zimnej, górskiej wody, kiedy słońce tak doskwierało. Bajka!





Jezioro samo w sobie nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam. Może przez ten nadmiar wody, która rozlała się dookoła, a może przez to, że Morskie Oko to nie jest. Niemniej jednak widok był piękny. Jezioro nazywane jest lustrem nie bez powodu. Dostrzec w nim można dosłownie każdy mały szczegół krajobrazu odbijający się w tafli wody.






Choć najbardziej obawialiśmy się spotkać niedźwiedzie, jedyne zwierze na jakie natrafiliśmy to sarna czy tam jelonek. Siedziało sobie na trawie, gotowe do zrobienia zdjęć. Przyznam szczerze, że więcej jelonków i dzikiej zwierzyny widuję w Filadelfii, aniżeli w Yosemite. 




Park zauroczył mnie swym czarem i pięknem. Zachciało mi się tam rozbić namiot i wspiąć na Half Dome (trzeba mieć specjalne pozwolenie). Może kiedyś uda mi się zrealizować to marzenie. Jednak zanim tam ponownie pojadę zastanowię się dwa razy. Różnica wysokości jest dość spora, przez co można się nabawić choroby. Droga na górę jest kręta, co dodatkowo podsyca problemy żołądkowe. O ile w samej Dolinie czułam się świetnie, tak w drodze powrotnej, gdzie przyszło mi prowadzić przez 4h myślałam, że umrę. Zmęczenie i różnca ciśnienia dały o sobie znać. Zatem jeśli pojadę tam raz jeszcze, zostanę na dłużej. 







Z ciekawostek mogę wam powiedzieć, iż najwyższy szczyt Yosemite liczy sobie 3997 m n.p.m. (Mount Lyell). Na terenie parku można zobaczyć Sekwoje (szlak zamknięty w chwili obecnej ze względu na renowacje). Żeby wjechać trzeba zapłacić, nie pamiętam dokładnie ile, bo my korzystaliśmy z karty Amercia The Beautiful. Parkingów jest sporo, tak jak turystów, zatem im wcześniej się tam dotrze tym lepiej. 






You Might Also Like

0 komentarze